czwartek, 10 grudnia 2020

Leitz Focomat IIC, renowacja

 Pierwsza część postów o renowacji Focomata IIC dotyczy blatu. Można by się zastanawiać czy blat jest na tyle istotny żeby poświęcić mu aż tyle czasu i pracy, w końcu to tylko blat a sam powiększalnik czasami kończy przykręcony bezpośrednio do jakiegoś większego blatu roboczego obok innych powiększalników. To wszystko prawda i sam zawsze miałem tak urządzoną ciemnię, ale blaty w czarnych Focomatach są zupełnie inne niż w chyba wszystkich pozostałych powiększalnikach, z szarymi Focomatami włącznie. Mają dodatkowe funkcje których w innych powiększalnikach nie ma a sam blat jest wspaniale wykonany. O funkcjach napiszę na koniec renowacji, przy prezentacji tej wspaniałej maszyny, ten post jest o samym procesie odnawiania. Nie mam zdjęć kompletnego blatu, te elementy są pokazane na filmie o renowacji do którego link jest tutaj : Focomat renowacja

Blat jest trójwarstwową klejonką (buk) pokrytą fornirem dębowym. Całość polakierowana bardzo mocnym i trwałym lakierem bezbarwnym, dół i boki mają szary odcień ale spotykałem już blaty pokryte tylko bezbarwnym lakierem. O jakości świadczy jego kondycja, 50 lat po wyprodukowaniu blat jest prosty, bez żadnych rozwarstwień, bez skruszonego kleju. W jednym miejscu oderwał się fornir, na szczęście od dołu. Sam lakier jest porysowany i ze starości (i promieniowania UV) stracił klarowność. Podczas demontażu oprzyrządowania urywa się parę wkrętów, jest tak zawsze, na szczęście posiadam wkręty z epoki więc mogę pourywane zastąpić praktycznie identycznymi wkrętami.






Tak wygląda po demontażu wszyskich elementów wyposażenia, gotowy do odnowienia części drewnianej. Widać urwane wkręty od gniazda 220V, zaśniedziały odcisk kolumny i miejsce po tabliczce znamionowej. niestety narożniki tabliczki skorodowały (kontakt aluminium ze stalowymi gwoździami) i nie da się jej uratować, prawdopodobnie wróci na swoje miejsce tylko...trochę mniejsza.


Klejonka, zewnętrzne warstwy wzdłuż blatu, środkowa w poprzek. 



Miejsce kolumny po pierwszym "liźnięciu" szlifierką. Widać że kolumna odcisnęła się w fornirze, tam gdzie przód (ciężar powiększalnika) najbardziej. Jest to malutkie wgłębienie i samo szlifowanie naprawi tą nierówność. Fornir ma grubość 0,6mm więc najbezpieczniej jest go szlifować ręcznie, w żadnym przypadku szlifeirkami rotacyjnym lub "czołgami". Ja szlifowałem bardzo delikatnie szlifierką mimośrodową, na "jedynce" (czyli praktycznie bez ruchu obrotowego, sama wibracja), bez dociskania i drobnym papierem (180).

Urwane wkręty musiałem wywiercić na wiertarce kolumnowej, z dołu z przyczyn technicznych musiałem użyć większego wiertła (12mm)



Dolne kołki wklejone.



Górne wklejone i przycięte.




Oderwany fornir trzeba przykleić, po wyschnięciu równo przyciąć i na koniec przygotować powierzchnię do przyklejenia dorobionego kawałka.






Przyklejony fornir przed szlifowaniem.




Kołki przycięte, przed szlifowaniem.


Szlifowanie, szlifowanie, szlifowanie...




Blat gotowy do nakładania pierwszej warstwy olejowosku.





Druga warstwa w trakcie schnięcia.






Teraz blat będzie leżał przez parę dni aby olejowosk utwardził się całkowicie. W tym czasie będę odnawiał osprzęt i kolumnę, relacja w następnym odcinku.



 

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Atlantyda. Reprodukcja negatywów nr 2

 Dziś będzie o procesie odwracalnym i jak na odwrotność przystoi, zamiast odpowiedzi na pytanie pojawi się kolejne pytanie, ale żeby było trochę lżej to nie jedno ale dwa.

Staram się łączyć wiele zagadnień żeby zaoszczędzić czas w przyszłości i jak najlepiej wykorzystać go teraz...udaje się to "średnio" ale mimo wszystko idę trochę do przodu. Jeśli postawiłbym bezwzględnie wszystko na kopiowanie tych negatywów to powinienem od paru tygodni stać i robić to w sposób opisany w części pierwszej. Ale gdybym to zrobił a póżniej okazałoby się, że proces odwracalny daje lepsze efekty to zostałbym z tym na zawsze...że mogłem a nie zrobiłem... Więc mimo ciśnienia ze wszystkich stron podjąłem decyzję o ujarzmieniu procesu odwracalnego i tym samym otwieram drogi do innych zastosowań. To co mi przychodzi w tej chwili do głowy to:

- kopiowanie negatywów w sposób zwyczajny

- kopiowanie negatywów w sposób...niezwyczajny

- przeźrocza czarno-białe które to będą wykorzystywane w sposób tradycyjny


Poprzez kopiowanie negatywów w sposób zwyczajny rozumiem duplikat oryginalnego negatywu, najlepiej wykonany na negatywie największym jaki można powiększać (w moim przypadku jest to format 4x5 cala) Powinien mieć identyczną rozpiętość tonalną i jak najdokładniej oddaną krzywą charakterystyczną oryginału. W przypadkach dużej odchyłki od "normy" negatywu oryginalnego (tzn. zbyt duża lub zbyt mała rozpiętość tonalna) dopuszczam ingerencję w rozpiętość tonalną duplikatu (na drodze mocniejszego lub słabszego wywołania) w celu ułatwienia późniejszej pracy z papierem

Kopiowaniem w sposób niezwyczajny będę nazywał kopiowanie z dużą ingerencją w rozpiętość tonalną (raczej tylko w górę) czyli rozciągnięcie dmax do poziomu przekraczającego potrzeby papieru fotograficznego a pasującego do wymaganej techniki szlachetnej. Z racji kopiowania stykowego w technikach szlachetnych, nic nas nie ogranicza w formacie duplikatu. Poza budżetem...

Przeźrocza...nie miałem okazji smakować czarno-białych slajdów. Ale dawno temu robiłem slajdy kolorowe i skończyłem na formacie 6x6. Slajd taki, naświetlony starym Planarem lub Nikkorem, rzucony na ekran 2x2m w domu, w nocy, rzutnikiem 6x6 z punktową lampą 500W... Tak...to taka furtka do innego świata. Bardziej wymagająca niż otwarcie pudełka z zdjęciami ale...jak doświadczać to pełną piersią :-) Nawet dla tych 2-3 razy w roku, może właśnie w Święta, myślę, że nie powinienem sobie tego uniemożliwiać. Gdyby przyszło się zatracić całkowicie to w milczeniu, od lat wielu, stoi rzutnik wielkoformatowy Leitz...2kv lampa, 500/5 obiektyw. Rozmarzyłem się trochę...

Wracając na ziemię. Wymagania "sprzętowe" kopiowania w sposób zwyczajny są najmniejsze i dlatego wybór materiałów może nie być odpowiedni dla wysokiej jakości przeźroczy ale od czegoś trzeba zacząć. Żeby nie utonąć w nadmiarze materiałów teoretycznych ograniczyłem się do zassania wiedzy z dwóch dokumentów:

Proces odwracalny pana Moerscha: PDF

Proces odwracalny Ilford: PDF

Dokument Moerscha opisuje wywoływanie błony Wephota F05 i nie jest mi ona do tego potrzebna, jej charakterystyka i możliwy dmax dają możliwość wykonywania negatywów do technik szlachentych znacznie łatwiej niż tradycyjne negatywy i za mniejszą cenę. 

Dokument Ilforda jest o wywoływaniu odwracalnym bez wskazania konkretnego przeznaczenia więc założyłem, że chodzi o przeźrocza do rzutników.

Wybrałem przepis i zalecenia Ilforda.

Ilford do tego procesu rekomenduje negatywy PanF Plus, FP4 Plus i Delta 100. Nie poleca HP5 Plus i Delty 400 ze względu na mniejszy kontrast. Po zastanowieniu się wybrałem Foma 400 :-) Dlaczego? Dlatego, że właśnie niższy kontrast jest mi potrzebny, celem jest negatyw dający się normalnie kopiować na papierze a przeźrocza powinny być bardziej kontrastowe, w przeciwnym wypadku obraz na ekranie będzie mdły.

Z tego samego powodu zrezygnowałem z dodatku sodu tiosiarczanu który Ilford zaleca dodać do wywoływacza aby jeszcze bardziej zwiększyć jego energiczność.

A z powodu braków, zamiast zalecanego wywoływacza PQ Universal użyłem Ilford Multigrade (wywoływacz do papieru) i użyłem go bardziej stężonego niż normalnie - 1+5 zamiast 1+9 (Ilford tak samo zaleca w przypadku PQ, normalnie nie używa się go bardziej stężonego niż 1+9)

Reszta procedury bez zmian. Poza czasem pierwszego wywołania, podane tam 12m dla wywoływania z mieszaniem co 60sek skróciłem do 10m ponieważ mieszanie miałem ciągłe.


Wracając na chwilę do samego naświetlenia, zrobiłem mały upgrade i mam teraz znacznie wygodniejszą, czterolistkową maskownicę z "wyczernionym" blatem - przykleiłem tam szitkę 4x5.




Poprzednia maskownica miała dwa listki i dwie ramki dociskające negatyw pod kątem 45 stopni, bałem się że te ramki odbijając światło "zadymią" mi krawędź negatywu i dlatego zmniejszyłem obraz oddalając się od krawędzi. Tu wszystko jest płaskie więc mogłem wykorzystać prawie cały negatyw, marginesy mają tylko 5mm.

Sam negatyw wzorcowy zmieniłem na inny, dający się łatwiej porównać z kopią, są tam większe obszary cieni i świateł.


Niestety nie posiadam odpowiedniego sprzętu żeby robić dokładne zdjęcia negatywów na podświetlarce...musicie mi uwierzyć, że niebo jest gęste i ciemne :-)

Światłomierzem opisywanym w poprzednim odcinku zmierzyłem najgęstszy fragment rzucony na maskownicę i korzystając z notatek ustawiłem siłę światła (przysłoną w obiektywie) na taką samą wartość jak w procesie opisanym w części pierwszej. I naświetliłem cztery negatywy tak samo jak poprzednio, czyli 1/125, 1/30, 1/8 i 1/2s.

Slajd musi być naświetlony w punkt, w przeciwnym wypadku stracimy cienie lub spłaszczymy światła, negatyw ma większą tolerancję naświetlania.


Proces przebiega następująco:

- Pierwsze wywołanie 10m

- Płukanie wodą 5x1m

- Odbielanie 5m

- Płukanie wodą 2x1m

- Klarowanie 2m

- Płukanie wodą 2x1m

Po czym otwieramy koreks i dokonujemy zaświetlenia odbielonych negatywów:



- Naświetlenie trwa około 2m pod jarzeniówką , odległość około 1 metr. Nie jest to czas który koniecznie musi być przestrzegany, może być 2-3 razy dłużej.

- Ponowne wywołanie 6m

- Płukanie wodą 5x1m

Utrwalanie nie jest konieczne.








Efekt końcowy jest bardzo zadowalający. Szczerze mówiąc nie liczyłem na aż tak dobry wynik w pierwszym podejściu. Myślę, że 80% negatywów można skopiować w ten sposób. Te trudniejsze, gdzie porządana jest ingerencja w kontrast, będę kopiował w sposób opisany w części pierwszej. 

Jakie plusy i minusy mają oba sposoby? Proces odwracalny jest znacznie szybszy, powinien dawać większą ostrość (odpada jedna reprodukcja) i mniejszą ziarnistość (z tego samego powodu) Proces "dwunegatywowy" z pierwszej części daje znacznie większe możliwości regulowania rozpiętości tonalnej kopiowanego negatywu. Trzeba korzystać z tego wedle potrzeb konkretnego przypadku.

Pamiętajmy, że proces odwracalny działa...odwrotnie :-) dlatego ciemniejsze negatywy to te które były naświetlone krócej.

Czy coś bym zmienił? Decyzję podejmę po wykonaniu prób pozytywowych czyli tak jak poprzednio - poprzez porównanie zdjęć na papierze z oryginału i duplikatu. Być może będę musiał zmniejszyć ziarnistość co nastąpi przez zmianę wywoływacza ponieważ na paczkę 100 sztuk FP4 nie mogę sobie pozwolić. Wszystko się okaże przy porównywaniu papieru...


Na koniec przepis:

- Wywoływacz pierwszy. Ilford Multigrade 1+5 bez zalecanego dodatku sodu tiosiarczanu (zalecane 8-12g na litr pracującego roztworu wywoływacza)

- Odbielacz:

część A: 2g nadmanganian potasu w 500ml wody

część B: 10ml stężonego kwasu siarkowego (mój miał 98%) w 500ml wody

Pracujący odbielacz to równa ilość części A i B, u mnie było to po 150ml każdej części na 4 szitki 4x5 cala. Zalecane użycie jednorazowe. Uwaga na kwas!!!!!!!!!!!!

- Kąpiel klarująca: 12,5g sodu pirosiarczyn w 500ml wody


Tak wygląda oryginał i najlepsza kopia:


Kontrast kopi jest ciut niższy więc należy ją...krócej wywołać.

W ogóle wszelkie korekty można robić tylko podczas naświetlania i pierwszego wywołania. Drugie wywołanie nie może być za krótkie, natomiast przedłużanie nic nie daje.

Podsumowując...wiem, że jest to wdzięczna metoda i będę z niej korzystał. Nie wiem:

- czy ziarnistość Fomy 400 będzie do zaakceptowania, tak dla tych negatywów z archiwum jak i dla obrazu z rzutnika.

- czy zwykły negatyw da się rozciągnąć do dmax wymaganego przez techniki szlachetne

- czy wywoływacz drobnoziarnisty i mocny (np Xtol) da radę w tym procesie?

- czy przy uruchomionej reprodukcji uda mi się utrzymać trafność prawidłowej ekspozycji

I najgorsze...czy odwrotność w karetce negatywowej nie będzie miało wpływu na ostrość...dlaczego odwróconej? bo obraz jest...lustrzanym odbiciem i w powiększalniku musi być emulsją do góry...taka niespodziewanie przykra niespodzianka na koniec.

Dam znać :-)










środa, 2 grudnia 2020

Usługa - serwis i naprawa powiększalników Leitz Focomat IIC / IC

Oferuję pełną obsługę i naprawę powiększalników Leitz Focomat IIC i IC. Te wspaniałe urządzenia mają już po kilkadziesiąt lat i choć cieżko jest je zepsuć w trakcie użytkowania to praca poszczególnych elementów na starych, kleistych smarach ma wpływ na komfort obsługi i działanie autofocusa, ale co ważniejsze, na zużycie różnych elementów, takich jak: ośki, prowadnice, łożyska liniowe i krzywki AF. Szczególnie czuły na tym punkcie jest duży Focomat - IIC ponieważ jest znacznie bardziej skomplikowany niż "jedynka". Pełen serwis który mogę zrobić tym powiększalnikom obejmuje całkowity demontaż powiększalnika, umycie i odtłuszczenie wszystkich elementów, nasmarowanie sprawdzonym smarem najwyższej jakości, ponowny montaż z regulacją wszystkich luzów, kalibracja AF, czyszczenie kondensora i wymiana przewodów zasilających. Zabezpiecza to powiększalnik przed przyspieszonym zużyciem, przywraca mu prawidłową funkcjonalność i usuwa problemy z elektryką - kilkudziesięcioletnie kable potrafią płatać różne figle.

Trafiały do mnie również egzemplarze po nieudanych naprawach, nieprawidłowo złożone i wybrakowane (serwis zrobiony i jeszcze części zostały :), takimi przypadkami również mogę się zająć.

Powiększalnik ze zdjęć jest typowym egzemplarzem bez "retuszu pod sprzedaż" - stał nieużywany przez wiele lat, niezabezpieczony, zapewne w nieogrzewanym pomieszczeniu. Oprócz zabrudzenia i "patyny" ma gęsty smar który uniemożliwia mu prawidłowe funkcjonowanie. W następnych postach będę pokazywał kolejne etapy przywracania go do świetności, był bardzo mało używany i ma mechanikę w wyśmienitym stanie, jak najbardziej należy umożliwić mu pracę do jakiej został stworzony.








Na koniec zrobię prezentację tego powiększalnika i napiszę dlaczego jest on moim faworytem do powiększania negatywów średnioformatowych.

Mam do tych powiększalników różne części, mogę zaproponować sprawdzone modyfikacje, będę również wykonywał ramki bezszybkowe w różnych formatach do tych powiększalników.


W tej chwili na serwis czekają trzy egzemplarze, do jednego z nich będę budował szafkę i Focomat będzie stał bezpośrednio na niej, bez swojego własnego  blatu co znakomicie ułatwia pracę, takie szafki mogę wykonać również do innych powiększalników.


Poniżej link fo filmu złożonego ze zdjęć dokumentujących większość czynności jakie wykonuję podczas serwisu IIC. Powiększalnik z filmu jest bardzo zadbany ale smar w mechanizmach którego nie widać na zewnątrz ma kilkadziesiąt lat i tak samo nadaje się do wymiany.


Serwis powiększalnika : Focomat CLA


poniedziałek, 23 listopada 2020

Czy lampa może być boska? Mira MLC-S V3 FOTO-10, recenzja.

 Nie, lampa nie może być boska. Źródła światła prowadzącego ku oświeceniu należy szukać gdzieś indziej... Ale Mira MLC-S V3 FOTO-10 zdaje się być czymś...czymś z góry...

Moja styczność z tą lampą zaczyna się parę lat temu, nie pamiętam już czy minęło sześć czy dziewięć lat. Jakiś człowiek postanowił zrobić porządną lampę ciemniową i dopytywał o rożne zagadnienia na forum KOREX. Byłem wtedy aktywnym użytkownikiem tego forum i tak się poznaliśmy. Konstruktorem i producentem tej lampy jest Artur Romankiewicz, właściciel firmy Mira. Lampa powstawała długo, była modernizowana, były różne problemy z jej dostępnością a ja sam nie odczuwałem potrzeby sprawdzenia jej osobiście - w końcu moją ciemnię w tamtych latach oświetlały dwa potężne, dwukierunkowe Ilfordy 902. Gdy przestałem pracować w ciemni zawodowo i jej wyposażenie zostało mocno zredukowane (min. tylko jedna lampa została), mój wzrok się pogorszył a na sam koniec ciemnia została przeniesiona do dużo wyższego pomieszczenia, zacząłem mieć problemy których się nie spodziewałem. Problemy z ostrością, z dostosowaniem do ciemności i szybsze zmęczenie wzroku stały się dokuczliwe. Przypomniałem sobie o Arturze i po paru dniach dostałem "lampę stanowiskową Mira MLC-S V3 FOTO-10".



Mira MLC-S V3 FOTO-10 bez uchwytu do zamocowania. Uchwyt jest wysoko na słupie.

Długo się zastanawiałem jak napisać ten...test? recenzję? opis? 
Jakie naukowe procedury wykorzystać?
Jak napisać żeby nie spłycić jej działania? Żeby nie zostać posądzonym o udział w dochodach ze sprzedaży? 
Żeby nie było smutno jak w instrukcji obsługi... Albo słodko jak w reklamie nowych polaroidów...

Napiszę po swojemu, tak jak używam, tak jak mi praktyka podpowiada i jak mnie teoria chroni przed błędami w założeniach. Tak jakbym chciał ją przedstawić komuś kto poważnie podchodzi do swojej pracy w ciemni i chce z niej wydobyć tyle ile tylko może.

Przegadałem z Arturem setki godzin w temacie oświetlenia ciemni. Finalnie nie zgadzam się z nim w dwóch sprawach. Po pierwsze i najważniejsze...nazwa. Ona nie może się nazywać "Lampa stanowiskowa Mira MLC-S V3 FOTO-10". No nie może... Żądam zmiany i mam propozycję. Wycinamy 80%, dostawiamy jedną-dwie litery i jest... Mitra. Mithra. 

Druga sprawa to procedury testowe. Artur i inne osoby testujące "męczą" test kodaka i świecą w biedne papiery z 1,2m robiąc analizy. Po co? To ciemnia czy solarium? Te testy są do starych papierów i lamp ciemnych jak noc w jaskini, znam te filtry kodakowskie. Tej lampy (zresztą Ilforda 902 również) nie ma sensu w ten sposób testować bo te lampy nie są do tego. Przy takiej mocy i tak dużym rozproszeniu światła, te lampy mają oświetlać całe pomieszczenie a nie świecić słabiutko wąskim strumieniem w kuwety. Można to porównać do...procedury testowej pierwszych traktorów. Ile setek kilogramów pociągnie pod górę o nachyleniu 10%. I nagle do tej procedury dajemy dzisiejszy ciągnik który pociągnie 40 ton.
Nie twierdzę że testu nie trzeba robić, wręcz przeciwnie - ale nie takiego. Test praktyczny na bezpieczne oświetlenie ciemni.

Moja ciemnia ma około 16-18mkw i 3m wysokości, jest to kwadrat. jedną ścianę zajmuje ciąg mokrych stołów, na przeciwnej ścianie stoją powiększalniki. Lampy są przy trzeciej ścianie, mniej więcej równo oddalone od kuwet i powiększalników, wiszą około 70cm od białego sufitu, rozpraszając światło równomiernie oświetlają całą pracownie.


Poniżej Ilford 902 w pracy




Jest to wspaniała i potężna lampa, dwukierunkowa z filtrami 20x25cm (dół) i 24x30cm (góra). W środku zwykła przeźroczysta żarówka 20W.  Filtry 902, pomarańczowe są bardzo precyzyjnie dobrane do papierów multigrade Ilforda, w praktyce okazuje się, że wiele innych papierów też może być przy tym świetle obrabianych. To dzięki takim lampom mogłem przez wiele lat pracować w ciemni dzień w dzień, całymi miesiącami. Byłem z nich tak zadowolony że nie myślałem żeby je kiedykolwiek czymś zastąpić...dlatego na swoją Mirę czekałem parę lat.

Test który uważam za odpowiedni przebiega następująco:
- wykonuję wszystkie czynności które występują przy normalnym robieniu powiększeń: wyjmuję papier z pudełka, wsadzam do maskownicy, naświetlam, idę z nim do kuwet, wywołuję.
- po drodze do kuwet podchodzę do stołu stojącego pod lampami i tam kładę próbki na dodatkowy czas - 1, 2, 4 i 8 minut.
- próbka nie jest czystą nie naświetloną kartką ponieważ taki test jest mylący. Próbkę trzeba  naświetlić do jasnej szarości i tylko to oceniać - papier który został już częściowo naświetlony ma zwiększone uczulenie na światło. Taką próbkę kładzie się pod lampę i część niej przykrywa np. monetą, ja użyłem podkładek M14. Moje próbki wyglądają tak:



To wzornik, bez dodatkowego naświetlania pod lampą. Połowa to czysta biel, jest przysłonięta kartonem w trakcie naświetlania.

Poniżej próbki z dodatkowym naświetleniem pod lampą Ilford 






Jak widać, już pierwsza minuta zostawia delikatny ślad od dodatkowego naświetlania pod lampą. Co ciekawe, biel nie wykazuje żadnych zmian nawet przy ośmiu minutach...czyli możesz robić odbitki i nie wiedzieć że dzieje się coś złego - ponieważ marginesy będą bielutkie... Reszta zadymi się równomiernie bez twojej wiedzy. Skutkuje to spadkiem kontrastu w jasnych partiach obrazu, np. chmury na niebie...i nie dowiesz się o tym, będziesz przekonany, że tak wyszło bo taki jest negatyw. Dopiero zrobienie powiększenia bez zadymienia pokaże prawdziwe oblicze negatywu.

Co nam mówi powyższy test? Czy to znaczy, że lampa Ilforda jest za mocna albo coś z nią nie tak i że musimy skrócić proces o minutę? Nie. To znaczy że do naszego procesu robienia odbitek możemy bezpiecznie dołożyć niecałą minutę która w normalnych warunkach nie występuje. Czyli papier jest bezpieczny a siła lampy i jej miejsce jest dobrane prawidłowo. A jeśli dojdzie do naświetlania papieru z gęstego negatywu przez 100 sekund? albo 200? Nadal jest bezpiecznie - powiększalnik jest oddalony od lampy i jest tam dużo ciemniej, tam bezpieczny czas dla papieru sięga 10 minut. Poza tym, w moim przypadku, lampa ciemniowa jest wyłączana w trakcie naświetlania odbitki, zegar ma taką funkcję i gorąco polecam takie rozwiązanie. Jeśli nie macie takiego zegara to można poprosić jakiegoś elektryka żeby zbudował takie urządzenie na zwykłym styczniku albo przekaźniku. W przypadku tych obu lamp jest to wręcz konieczne gdy istnieje potrzeba doświetlania-maskowania z gęstego negatywu, lampy są tak mocne, że niewiele widać na maskownicy w trakcie naświetlania.

Teraz czas na Mirę. Lampa jest ustawiona na pełną moc. 






Wynik jest podobny do Ilforda. W Mirze mamy dziesięciostopniową regulację maksymalnej siły światła. Pod pokrywką jest przełącznik dziesięciopozycyjny i każdy stopień redukuje siłę światła o 50% czyli 1/2EV



Siła maksymalna to pozycja 9. Do kolejnego testu zmniejszyłem siłę światła na pozycję 7.





Na zdjęciu nie widać ale próbka 1m ma jeszcze minimalne zadymienie, zmniejszam siłę światła na pozycję 6.




Próbka 1m jest całkowicie czysta, 2m ma niewielkie zadymienie. Jest to wynik dający pełne bezpieczeństwo z nadwyżką.

Lampa Ilforda nie ma regulacji siły światła. Trzeba zmieniać jej położenie lub zastosować słabszą żarówkę.

Papier użyty do testu to błyszczący baryt Ilford Classic, wywoływany przez dwie minuty w Ilford Multigrade 1+9. Prawdopodobnie jest to najczulszy papier na rynku.

Teraz sytuacja wygląda następująco:

- obie lampy dają bezpieczne światło dla całej pracowni,

- Mira ma jeszcze większy zapas bezpieczeństwa niż Ilford


Czas na porównanie oświetlenia ciemni...

Powtórzę to jeszcze raz. Ilford jest bardzo dobrą i mocną lampą. Najlepszą jakie dotychczas widziałem lub używałem. Zdjęcia nie oddają tego dokładnie bo telefon nie mógł bardziej naświetlić zdjęcia, w rzeczywistości w ciemni jest jaśniej. Natomiast różnice między lampami oddane są dość wiernie, zdjęcia były robione z takimi samymi parametrami - blokada ekspozycji. Poniżej w następującej kolejności: Ilford, Mira na 6 i Mira na 9:





W ciemni oświetlonej Mirą jest niewyobrażalnie jasno...to daleko wykracza poza moje najśmielsze oczekiwania.  Jak mi się wyrwało podczas rozmowy z kolegą - przez ostatnie 150 lat w ciemni była tylko jedna nowość zmieniająca jej rzeczywistość na plus w tak ogromnym stopniu - lampa Mira. Później zacząłem się zastanawiać czy coś jeszcze takiego było...prawdopodobnie programowalny zegar pracujący w jednostkach f/stop, to faktycznie jest urządzenie znakomicie ułatwiające pracę. Kiedyś dorzuciłbym papiery o zmiennym kontraście (i może faktycznie powinny być na tej liście) ale im dłużej pracuję na starych i bardzo starych negatywach tym mniej jestem pewien czy ewolucja papierów i negatywów poszła w dobrą stronę.

Zastanawiałem się również czy na początku napisać "Tekst zawiera lokowanie produktu" i dopisać "Tak, wreszcie, w końcu coś się pojawiło i to ciężkiego kalibru". Wypadłem z nowości w wielu dziedzinach, nie jest mi po drodze z dzisiejszym "postępem" lub odkrywaniem koła na nowo i nazywaniem tego rewolucją. Inne istotne nowości z ciemniowej przestrzeni jakie dotarły do mnie w tym roku to to że Dektol jest czarny i pływają w nim jakieś kropki mimo filtrowania, Trix 120 i 4x5 poszły z ceną o 100% w górę (w ciągu trzech lat) a przerywacz Tetenala zamienia się w gluty rodem z filmów s-f. O lampach diodowych też słyszałem i miałem okazję pracować, regulowane, zwykłe, z pilotami, wielokolorowe...zaświetlały papier przy takim samym natężeniu jak zwykłe lampy i nic nie wnosiły.

Ktoś dociekliwy mógłby zapytać czym Mira różni się od innych diodowych lamp? Przede wszystkim zastosowanymi diodami i sposobem działania. Użyte w niej diody są bardzo starannie dobrane pod kątem długości fali świetlnej i rozpraszania światła, poźniej poddane są dodatkowej selekcji mającej na celu wybranie egzemplarzy najdokładniej spełniających wymagane kryteria i wedle mojej wiedzy są to bardzo drogie diody. Samo działanie i regulacja siły światła jest jest realizowana przez długość ich świecenia pomiędzy stałymi przerwami. Jak podaje ulotka:

"Modulacja bardzo krótko świecącymi impulsami o stałej szerokości od 9 μs do 480 μs, z zachowaniem stałej przerwy 648 μs"


Czyli lampa na pełnej mocy świeci mniej niż połowę czasu który oko ludzkie odbiera jako świecenie ciągłe a na mocy minimalnej jest to tylko 1/70 czasu który my "widzimy" jako lampę zapaloną na stałe. Przerwy między impulsami są tak krótkie, że nie ma mowy o żadnym "miganiu" lampy. Papier nie ma bezwładności tak jak oko, jeśli dostaje światło przez połowę tego co my odbieramy jako ciągłość, to naświetli się tylko przez połowę tego czasu.

Po więcej szczegółów technicznych odsyłam do pdf: Lampy ciemniowe Mira


Sama lampa jest zbudowana jest bardzo porządnie, obudowa to nie plastik tylko frezowane i szczotkowane profile aluminiowe.


Włącznik główny na lewym boku lampy





Na prawym boku mamy potencjometr do regulacji siły światła i przełącznik...barwy.

Tak, lampa jest dwubarwna. Nie dzięki zmianie filtra czy dwukolorowym diodom. Za barwę czerwoną odpowiada osobny zestaw diód, tak naprawdę są to dwie lampy w jednej obudowie, korzystające z wspólnego zasilacza.




Potencjometrem regulujemy siłę światła płynnie - do wartości maksymalnej ustalonej przez przełącznik schowany w obudowie. Szybko znalazłem zastosowanie - gdy wywołuję powiększenia w lithcie gdzie czas wywoływania dochodzi do parunastu minut, przez większość procesu mam stłumione światło do minumum i dopiero gdy cienie już się wyraźnie wywołają, zwiększam siłę światła na maksimum i obserwuję najjaśniejsze partie obrazu aby przerwać wywoływanie w odpowiednim momencie. I tutaj brak mi słów zachwytu na ile ta lampa ułatwia proces wywoływania w wywoływaczu lithowym... Od pierwszej próby mam serie powiększeń z tak samo, identycznie wywołanymi najjaśniejszymi partiami obrazu. Komfort pracy i powtarzalność tego procesu są na nieosiągalnym wcześniej poziomie. Jestem zachwycony. To właśnie takie różnice w działaniu zasługują na miano rewolucji a nie znaczącej poprawy.

Musiałem również zmienić nawyki...miałem opory przed otwieraniem pudełka z papierem. Mózg mi sugerował, że jest zbyt jasno. Gdy uporałem się z tym to powstało nowe zagrożenie - dwukrotnie złapałem się na tym że chciałem otworzyć pudełko przy włączonym normalnym świetle. Przyzwyczaiłem się do jasności... To chyba jedyny "minus" tego wspaniałego urządzenia.

Lampa nie jest tania, na dzień dzisiejszy kosztuje niecałe 800zł ale jest warta tych pieniędzy. Jest warta znacznie więcej i jej koszt w relacji do tego co oferuje nazwałbym śmiesznym. Jak sobie przypomnę ile czasu zajęło jej opracowanie i jak wielkie zaangażowanie ma jej konstruktor i wykonawca to myślę, że powinniśmy być mu wdzięczni. Bo lampy Artura powstają dodatkowo przy jego zawodowej działalności, Artur się na tych lampach nie dorobi jak sądzę i fakt, że jednak je stworzył w okresie w którym sam nie może sobie pozwolić na zajmowanie się fotografią zasługuje na wielkie uznanie. A sam koszt wypadałoby dzielić na dwa ponieważ są to dwie lampy w jednej obudowie - pomarańczowa i czerwona.

Powinienem się "hamować" z zachwytami ponieważ...za parę tygodni mam dostać do testów lampę dedykowaną do oświetlania całego pomieszczenia i z tego co zapowiada Artur wnioskuję, że będę musiał powtarzać swoje zachwyty... Może będę musiał pisać dużymi literami :-) Lampa ma mieć dodatkowo białe światło, ogromny rozpraszacz i z racji mocowania na suficie - sterowanie pilotem. Zastanawiałem się co jeszcze może być lepiej - pomijając funkcje i dodatkową barwę światła. Bo że może być jaśniej to trudno jest mi sobie wyobrazić a ponoć jest znacznie jaśniej...

Na koniec, raz jeszcze. Jest mi ogromnie miło i jestem bardzo wdzięczny że taka lampa powstała i że mam ją w swojej ciemni. Tak strasznie rzadko trafia mi się spotkać coś nowego, coś co tak wiele dobrego wprowadza w jakąś przestrzeń. To że doczekam się takiej nowości w upadającej ciemni fotograficznej - jest zupełnym zaskoczeniem. Nie takiego kalibru...

Jeśli macie jakieś pytania to proszę zadawać je w komentarzach. Bardziej skomplikowane przekażę Arturowi i zamieszczę wyczerpującą odpowiedź.