Mam wielki zaszczyt pracować z archiwum zdjęć wykonanych w okresie międzywojennym na terenach II Rzeczypospolitej Polskiej. Naszej Atlantydy, jak pięknie nazwał ją mój znajomy, Konrad. Nie jest to zlecenie, nie jest to moja własność i nie jest znana przyszłość tych zdjęć. Zdjęć-świadków. Nie do końca znana jest ich przeszłość. Znane choć nie sprecyzowane są moje intencje wobec tego zbioru. Jeszcze parę lat temu nie zgadzałem się z stwierdzeniem, że pasja idzie w parze z cierpieniem, później "tylko" tego nie rozumiałem. Dziś już wiem że to prawda i jest to jedno z odkryć i doświadczeń które te archiwum uruchomiło. Jest wiele powodów dlaczego pisanie o tym jest dla mnie bardzo trudne. Jestem szarpany różnymi emocjami, radość jest zakrywana frustracja, szczęście zabiera ból, inspiracje do pracy gaszą ograniczenia. Na dzień dzisiejszy nie mogę się z Wami podzielić większością zdjęć i historiami które są z nimi związane. Archiwum dotyka mnie dogłębnie i świadomość pracy nad nim w samotności dla garstki osób jest ogromnie frustrująca. To ponad tysiąc zdjęć wykonanych przez człowieka który obracał się w różnych środowiskach i miał duże możliwości. I jest w tym coś co dotyka mnie bardzo osobiście i przewija się przez moje życie od dziesięcioleci... Jeśli napiszę za dużo to historia się skończy. Jeśli napiszę za mało to historia się spłyci i zostanie tylko dość interesująca relacja z pracy w ciemni. A to "tylko" narzędzie które umożliwia przeżycie jej w pełni. Na szczęście nic nie jest definitywnie zamknięte i nadal są szanse, że dojdzie do opublikowania tych zdjęć w godnej ich randze formie. Dziś mogę pokazać zdjęcie które można postrzegać jako portret Polski Międzywojennej. Pojawiła się niespodziewanie i równie szybko zniknęła. Obraz jest zamazany, nie wiemy nawet czym dokładnie była..lub czym nie była. Nie jest znana data wykonania tego zdjęcia, archiwum obejmuje lata 1929-1937. 99% to negatywy małoobrazkowe co jest dość zaskakujące ponieważ fotografia małoobrazkowa dopiero co powstała - pierwsza produkcyjna Leica ruszyła w świat w roku 1926. Pozostałe zdjęcia sa zrobione na "małym" średnim formacie czyli 127. Negatywy są zaskakująco dobrej jakości. Większość jest bardzo porządnie naświetlona i poprawnie wywołana, świadczy to o dużej świadomości fotograficznej autora. Są również zaskakujące w swej naturze - spodziewałem się bardzo ziarnistych obrazów (w końcu to pierwsze małoobrazkowe negatywy na świecie!) a ich ziarnistość jest mniejsza niż np. Fomy 400. Emulsja jest bardzo gruba, miejscami wręcz ścieka z podłoża - i tu kolejne zaskoczenie - ich kopiowanie wygląda zupełnie inaczej niż współczesnych filmów, a mam na myśli czas naświetlania papieru. Mimo trzyletniej przerwy od pracy w ciemni nadal potrafię "na oko" (oglądając negatyw na podświetlarce) określić czas naświetlania papieru i wymagany kontrast. W końcu spędziłem tysiące godzin na robieniu powiększeń z "małego obrazka". Niestety nie trafiłem z parametrami ani razu i nie były to małe pomyłki. Negatyw z gęstymi światłami, doświadczenie sugeruje mi czas 15-20s a zdjęcie wychodzi na sześciu sekundach... Nie znam przyczyny takiego zachowania...jakby ich prześwietlanie odbywało się na trochę innych prawach. Wrócę do tego tematu w kolejnych odcinkach. Wracając do moich intencji... Chciałbym żeby te zdjęcia zobaczyło jak najwięcej ludzi. Wraz z opisami wydarzeń jakie one pokazują, zdjęcia w różnych formach ale na odpowiednio wysokim poziomie. Wystawa, album, powiększenia na barycie... Nie chcę żeby trafiły do jakiegoś muzeum i skończyły jak Bułhak we wrocławskiej piwnicy. Nie chcę żeby zaistniały jako beznadziejne skany w archiwum miliona zdjęć w bałaganie i trudne do odnalezienia... I nie chcę żeby je kupił jakiś kolekcjoner który będzie nimi karmił siebie, swoich znajomych a potem znowu znikną i tym razem być może na zawsze. Na ślad tego archiwum trafiłem "przypadkiem"*. Miało być oglądanie starych zdjęć jakich tysiące się błąka po rzeczywistym i wirtualnym świecie. Bez ostrzeżenia zostałem porażony. Zidentyfikowałem na zdjęciu coś czego nigdy, przenigdy nie mogłem się spodziewać nawet w marzeniach. To ta osobista część która mi towarzyszy od dawna... Niestety nie mogę powiedzieć co to takiego... To co mogę to przejrzeć całe archiwum, posegregować je tematycznie, porobić opisy, zrobić powiększenia z najcenniejszych negatywów i zabezpieczyć je na przyszłość. Jakąś częścią tej pracy mogę się podzielić z Wami. Podczas pracy w ciemni będę dokumentował również te zwykłe czynności o które byłem kiedyś proszony lub sam deklarowałem zrobienie tekstu/filmu na jakiś temat. Po wstępnej selekcji zacząłem robić powiększenia. Te które faktycznie okazują się interesujące opisuję i zaznaczam jako kandydatów do późniejszej publikacji. Tym samym koniecznym warunkiem staje sie zabezpieczenie ich na przyszłość co w moim przypadku oznacza wykonanie duplikatu negatywu. To, że te negatywy na dzień dzisiejszy wyglądają bardzo dobrze nie oznacza że tak będzie za dziesięć lat lub po wykonaniu dwudziestu powiększeń. Tak, wiem, że są na świecie porządne skanery ale to nie moja droga... Interpretacja negatywu przez printera może być procesem długotrwałym i fizycznie obciążającym negatyw. Samo opracowanie tonalne zdjęcia pomnożone przez wybór papieru a to pomnożone przez ewentualny wybór tonera i jeszcze raz pomnożone przez wielkość powiększenia po czym finalnie pomnożone przez ilość odbitek w pierwszej serii...może być wyrokiem śmierci dla dziewięćdziesięcioletniego negatywu. Dlatego jedyną słuszną decyzją jest wykonanie duplikatu negatywu z którym wiążemy jakieś kroki w przyszłości. Są takie wydarzenia których na początku nie rozumiemy ale podświadomość podpowiada, że jest to coś ważnego. Czasami okazuje się to po jakimś czasie, czasami po paru latach a czasami nie zauważymy powiązania i zostajemy z niezrozumieniem na zawsze... W momencie gdy stanąłem przed koniecznością robienia duplikatów natychmiast przypomniało mi się wydarzenie które miało miejsce jakieś 15-16 lat temu w Danii, gdy uczyłem się pracy w ciemni u mojego nauczyciela Assiego. Ja i Assi, rok 2018 Któregoś dnia, schodząc z piętra w jego domu Assi zatrzymał się na schodach i pokazał mi bardzo duże zdjęcie wiszące na ścianie (około metra krótszy bok). Zapytał czy domyślam się jak zostało zrobione powiększenie? Ziarnistość wskazywała na negatyw małoobrazkowy a jakość zdjęcia była jak to u Assiego na bardzo wysokim poziomie. Powiedziałem że jest to duże zdjęcie z małego obrazka i wtedy Assi zaprzeczył po czym wprowadził mnie w jego historię. Był to negatyw 4x5 cala na którym zostało zrobione zdjęcie...zdjęcia zrobionego z negatywu małoobrazkowego. Więc nie był to duplikat negatywu tylko wielkoformatowa reprodukcja powiększenia z negatywu małoobrazkowego. Assi uzasadnił to bardzo długim czasem naświetlania tak ogromnego powiększenia bezpośrednio z małoobrazkowego negatywu. Jeśli zachodziła potrzeba zrobienia paru takich powiększeń to bezpieczniejsze było zrobić kopię na negatywie 4x5 i do woli naświetlać ile tylko trzeba było - co w jego przypadku miało często miejsce podczas robienia powiększeń na wystawy World Press Photo w latach 70-80. Nie wiedziałem dlaczego ta krótka i niespodziewana rozmowa tak mocno mi się zapisała w pamięci. Przez paręnaście lat przypominała mi się wiele razy i mimo, że robiłem tak ogromne powiększenia z małoobrazkowych negatywów to nigdy nie miałem potrzeby z niej skorzystać. Teraz w jednej chwili wszystko się ułożyło w całość a metoda została rozszerzona o wiele cennych dodatkowych elementów które umożliwią powstanie powiększeń z tych bezcennych negatywów na najwyższym poziomie do jakiego potrafię dojść. I umożliwić wszelkie inne interpretacje w przyszłości bez fizycznego kontaktu z oryginalnym negatywem. Druga rzecz która ciągnie się ze mną od wielu lat to...zestaw akcesoriów do Sinar Norma. Nigdy nie użyte, nigdy nie było na nie pomysłu i mimo, że było na nie paru chętnych to przetrwały u mnie wszystkie kryzysy finansowe i bezlitosne wyprzedaże. Nie odważyłem się ich sprzedać, coś mnie zdecydowanie powstrzymywało przed tym. Podobnie jak powyższa historia, w jednej sekundzie te wszystkie akcesoria znalazły swoje miejsce w procesie reprodukcji negatywów. Akcesoria Sinar Norma Istnieje jeszcze jeden sposób reprodukcji - jest to sfotografowanie oryginalnego negatywu i ponowne sfotografowanie pozytywowego negatywu powstałego w pierwszym kroku. Także tu zestaw Sinar Norma będzie mógł pokazać swoją wielkość. Nigdy nie robiłem żadnej reprodukcji. Możliwe jest że będę się mylił i zmieniał pierwotne założenia. Oba sposoby mają swoje plusy i minusy, różne są ich ograniczenia i różne przeznaczenie. Tytułowe zdjęcie doskonale się nadaje do sprawdzenie obu technik i ukaże ich cechy, jest to negatyw dość trudny w powiększaniu co bardziej go predysponuje do reprodukcji na drodze powiększenia i sfotografowania zdjęcia ale sprawdzę obie techniki. Następny odcinek będzie dotyczył technicznej strony reprodukcji. Kolejną rzeczą która nie dawała mi spokoju a miała miejsce nie tak dawno to pytanie które zadaje sobie Eric Karpeles w biografii Józefa Czapskiego pt. "Prawie nic". Pytanie brzmi "Dlaczego mnie to spotyka? Po co?" Karpeles zadaje je trafiając na ślady Czapskiego z przeszłości. Teraz wiem dlaczego zwróciłem na to uwagę... Mam swoje własne "dlaczego?" i "po co?" Do "usłyszenia" niebawem. * ponoć nie ma przypadków, są tylko znaki. |
niedziela, 25 października 2020
Fotorelacja z Atlantydy
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Frapujące Hubercie. Czekam na więcej... i pewnie zadzwonię po szczegóły :)
Zbyszek
Dziękuję Zbyszku, pracuję nad tym wieczorami przez parę dni w tygodniu więc jest o czym pisać.
Pod telefonem cały czas.
Hubert
ciekawa opowieść.
trochę zagmatwana, no ale, kto Cię zna ten wie jak jest
🤣
to mówiłem ja, cichykot.
tego zagmatwania Twojego i naszych głupich gadek brakuje mi tutaj.
To przyjedź na kawę :)
Opowieść musi być zagmatwana...więcej powiedzieć nie mogę a chcę żeby powstawały kolejne odcinki.
Dzięki!
chwilowo nie mogę bo mam coronavirusa, ale jak wyzdrowieję pomyslimy :-)
gmatwaj gmatwaj :-)
uuu....
zdrowia Ci życzę, trzymajcie się.
Prześlij komentarz