poniedziałek, 23 listopada 2020

Czy lampa może być boska? Mira MLC-S V3 FOTO-10, recenzja.

 Nie, lampa nie może być boska. Źródła światła prowadzącego ku oświeceniu należy szukać gdzieś indziej... Ale Mira MLC-S V3 FOTO-10 zdaje się być czymś...czymś z góry...

Moja styczność z tą lampą zaczyna się parę lat temu, nie pamiętam już czy minęło sześć czy dziewięć lat. Jakiś człowiek postanowił zrobić porządną lampę ciemniową i dopytywał o rożne zagadnienia na forum KOREX. Byłem wtedy aktywnym użytkownikiem tego forum i tak się poznaliśmy. Konstruktorem i producentem tej lampy jest Artur Romankiewicz, właściciel firmy Mira. Lampa powstawała długo, była modernizowana, były różne problemy z jej dostępnością a ja sam nie odczuwałem potrzeby sprawdzenia jej osobiście - w końcu moją ciemnię w tamtych latach oświetlały dwa potężne, dwukierunkowe Ilfordy 902. Gdy przestałem pracować w ciemni zawodowo i jej wyposażenie zostało mocno zredukowane (min. tylko jedna lampa została), mój wzrok się pogorszył a na sam koniec ciemnia została przeniesiona do dużo wyższego pomieszczenia, zacząłem mieć problemy których się nie spodziewałem. Problemy z ostrością, z dostosowaniem do ciemności i szybsze zmęczenie wzroku stały się dokuczliwe. Przypomniałem sobie o Arturze i po paru dniach dostałem "lampę stanowiskową Mira MLC-S V3 FOTO-10".



Mira MLC-S V3 FOTO-10 bez uchwytu do zamocowania. Uchwyt jest wysoko na słupie.

Długo się zastanawiałem jak napisać ten...test? recenzję? opis? 
Jakie naukowe procedury wykorzystać?
Jak napisać żeby nie spłycić jej działania? Żeby nie zostać posądzonym o udział w dochodach ze sprzedaży? 
Żeby nie było smutno jak w instrukcji obsługi... Albo słodko jak w reklamie nowych polaroidów...

Napiszę po swojemu, tak jak używam, tak jak mi praktyka podpowiada i jak mnie teoria chroni przed błędami w założeniach. Tak jakbym chciał ją przedstawić komuś kto poważnie podchodzi do swojej pracy w ciemni i chce z niej wydobyć tyle ile tylko może.

Przegadałem z Arturem setki godzin w temacie oświetlenia ciemni. Finalnie nie zgadzam się z nim w dwóch sprawach. Po pierwsze i najważniejsze...nazwa. Ona nie może się nazywać "Lampa stanowiskowa Mira MLC-S V3 FOTO-10". No nie może... Żądam zmiany i mam propozycję. Wycinamy 80%, dostawiamy jedną-dwie litery i jest... Mitra. Mithra. 

Druga sprawa to procedury testowe. Artur i inne osoby testujące "męczą" test kodaka i świecą w biedne papiery z 1,2m robiąc analizy. Po co? To ciemnia czy solarium? Te testy są do starych papierów i lamp ciemnych jak noc w jaskini, znam te filtry kodakowskie. Tej lampy (zresztą Ilforda 902 również) nie ma sensu w ten sposób testować bo te lampy nie są do tego. Przy takiej mocy i tak dużym rozproszeniu światła, te lampy mają oświetlać całe pomieszczenie a nie świecić słabiutko wąskim strumieniem w kuwety. Można to porównać do...procedury testowej pierwszych traktorów. Ile setek kilogramów pociągnie pod górę o nachyleniu 10%. I nagle do tej procedury dajemy dzisiejszy ciągnik który pociągnie 40 ton.
Nie twierdzę że testu nie trzeba robić, wręcz przeciwnie - ale nie takiego. Test praktyczny na bezpieczne oświetlenie ciemni.

Moja ciemnia ma około 16-18mkw i 3m wysokości, jest to kwadrat. jedną ścianę zajmuje ciąg mokrych stołów, na przeciwnej ścianie stoją powiększalniki. Lampy są przy trzeciej ścianie, mniej więcej równo oddalone od kuwet i powiększalników, wiszą około 70cm od białego sufitu, rozpraszając światło równomiernie oświetlają całą pracownie.


Poniżej Ilford 902 w pracy




Jest to wspaniała i potężna lampa, dwukierunkowa z filtrami 20x25cm (dół) i 24x30cm (góra). W środku zwykła przeźroczysta żarówka 20W.  Filtry 902, pomarańczowe są bardzo precyzyjnie dobrane do papierów multigrade Ilforda, w praktyce okazuje się, że wiele innych papierów też może być przy tym świetle obrabianych. To dzięki takim lampom mogłem przez wiele lat pracować w ciemni dzień w dzień, całymi miesiącami. Byłem z nich tak zadowolony że nie myślałem żeby je kiedykolwiek czymś zastąpić...dlatego na swoją Mirę czekałem parę lat.

Test który uważam za odpowiedni przebiega następująco:
- wykonuję wszystkie czynności które występują przy normalnym robieniu powiększeń: wyjmuję papier z pudełka, wsadzam do maskownicy, naświetlam, idę z nim do kuwet, wywołuję.
- po drodze do kuwet podchodzę do stołu stojącego pod lampami i tam kładę próbki na dodatkowy czas - 1, 2, 4 i 8 minut.
- próbka nie jest czystą nie naświetloną kartką ponieważ taki test jest mylący. Próbkę trzeba  naświetlić do jasnej szarości i tylko to oceniać - papier który został już częściowo naświetlony ma zwiększone uczulenie na światło. Taką próbkę kładzie się pod lampę i część niej przykrywa np. monetą, ja użyłem podkładek M14. Moje próbki wyglądają tak:



To wzornik, bez dodatkowego naświetlania pod lampą. Połowa to czysta biel, jest przysłonięta kartonem w trakcie naświetlania.

Poniżej próbki z dodatkowym naświetleniem pod lampą Ilford 






Jak widać, już pierwsza minuta zostawia delikatny ślad od dodatkowego naświetlania pod lampą. Co ciekawe, biel nie wykazuje żadnych zmian nawet przy ośmiu minutach...czyli możesz robić odbitki i nie wiedzieć że dzieje się coś złego - ponieważ marginesy będą bielutkie... Reszta zadymi się równomiernie bez twojej wiedzy. Skutkuje to spadkiem kontrastu w jasnych partiach obrazu, np. chmury na niebie...i nie dowiesz się o tym, będziesz przekonany, że tak wyszło bo taki jest negatyw. Dopiero zrobienie powiększenia bez zadymienia pokaże prawdziwe oblicze negatywu.

Co nam mówi powyższy test? Czy to znaczy, że lampa Ilforda jest za mocna albo coś z nią nie tak i że musimy skrócić proces o minutę? Nie. To znaczy że do naszego procesu robienia odbitek możemy bezpiecznie dołożyć niecałą minutę która w normalnych warunkach nie występuje. Czyli papier jest bezpieczny a siła lampy i jej miejsce jest dobrane prawidłowo. A jeśli dojdzie do naświetlania papieru z gęstego negatywu przez 100 sekund? albo 200? Nadal jest bezpiecznie - powiększalnik jest oddalony od lampy i jest tam dużo ciemniej, tam bezpieczny czas dla papieru sięga 10 minut. Poza tym, w moim przypadku, lampa ciemniowa jest wyłączana w trakcie naświetlania odbitki, zegar ma taką funkcję i gorąco polecam takie rozwiązanie. Jeśli nie macie takiego zegara to można poprosić jakiegoś elektryka żeby zbudował takie urządzenie na zwykłym styczniku albo przekaźniku. W przypadku tych obu lamp jest to wręcz konieczne gdy istnieje potrzeba doświetlania-maskowania z gęstego negatywu, lampy są tak mocne, że niewiele widać na maskownicy w trakcie naświetlania.

Teraz czas na Mirę. Lampa jest ustawiona na pełną moc. 






Wynik jest podobny do Ilforda. W Mirze mamy dziesięciostopniową regulację maksymalnej siły światła. Pod pokrywką jest przełącznik dziesięciopozycyjny i każdy stopień redukuje siłę światła o 50% czyli 1/2EV



Siła maksymalna to pozycja 9. Do kolejnego testu zmniejszyłem siłę światła na pozycję 7.





Na zdjęciu nie widać ale próbka 1m ma jeszcze minimalne zadymienie, zmniejszam siłę światła na pozycję 6.




Próbka 1m jest całkowicie czysta, 2m ma niewielkie zadymienie. Jest to wynik dający pełne bezpieczeństwo z nadwyżką.

Lampa Ilforda nie ma regulacji siły światła. Trzeba zmieniać jej położenie lub zastosować słabszą żarówkę.

Papier użyty do testu to błyszczący baryt Ilford Classic, wywoływany przez dwie minuty w Ilford Multigrade 1+9. Prawdopodobnie jest to najczulszy papier na rynku.

Teraz sytuacja wygląda następująco:

- obie lampy dają bezpieczne światło dla całej pracowni,

- Mira ma jeszcze większy zapas bezpieczeństwa niż Ilford


Czas na porównanie oświetlenia ciemni...

Powtórzę to jeszcze raz. Ilford jest bardzo dobrą i mocną lampą. Najlepszą jakie dotychczas widziałem lub używałem. Zdjęcia nie oddają tego dokładnie bo telefon nie mógł bardziej naświetlić zdjęcia, w rzeczywistości w ciemni jest jaśniej. Natomiast różnice między lampami oddane są dość wiernie, zdjęcia były robione z takimi samymi parametrami - blokada ekspozycji. Poniżej w następującej kolejności: Ilford, Mira na 6 i Mira na 9:





W ciemni oświetlonej Mirą jest niewyobrażalnie jasno...to daleko wykracza poza moje najśmielsze oczekiwania.  Jak mi się wyrwało podczas rozmowy z kolegą - przez ostatnie 150 lat w ciemni była tylko jedna nowość zmieniająca jej rzeczywistość na plus w tak ogromnym stopniu - lampa Mira. Później zacząłem się zastanawiać czy coś jeszcze takiego było...prawdopodobnie programowalny zegar pracujący w jednostkach f/stop, to faktycznie jest urządzenie znakomicie ułatwiające pracę. Kiedyś dorzuciłbym papiery o zmiennym kontraście (i może faktycznie powinny być na tej liście) ale im dłużej pracuję na starych i bardzo starych negatywach tym mniej jestem pewien czy ewolucja papierów i negatywów poszła w dobrą stronę.

Zastanawiałem się również czy na początku napisać "Tekst zawiera lokowanie produktu" i dopisać "Tak, wreszcie, w końcu coś się pojawiło i to ciężkiego kalibru". Wypadłem z nowości w wielu dziedzinach, nie jest mi po drodze z dzisiejszym "postępem" lub odkrywaniem koła na nowo i nazywaniem tego rewolucją. Inne istotne nowości z ciemniowej przestrzeni jakie dotarły do mnie w tym roku to to że Dektol jest czarny i pływają w nim jakieś kropki mimo filtrowania, Trix 120 i 4x5 poszły z ceną o 100% w górę (w ciągu trzech lat) a przerywacz Tetenala zamienia się w gluty rodem z filmów s-f. O lampach diodowych też słyszałem i miałem okazję pracować, regulowane, zwykłe, z pilotami, wielokolorowe...zaświetlały papier przy takim samym natężeniu jak zwykłe lampy i nic nie wnosiły.

Ktoś dociekliwy mógłby zapytać czym Mira różni się od innych diodowych lamp? Przede wszystkim zastosowanymi diodami i sposobem działania. Użyte w niej diody są bardzo starannie dobrane pod kątem długości fali świetlnej i rozpraszania światła, poźniej poddane są dodatkowej selekcji mającej na celu wybranie egzemplarzy najdokładniej spełniających wymagane kryteria i wedle mojej wiedzy są to bardzo drogie diody. Samo działanie i regulacja siły światła jest jest realizowana przez długość ich świecenia pomiędzy stałymi przerwami. Jak podaje ulotka:

"Modulacja bardzo krótko świecącymi impulsami o stałej szerokości od 9 μs do 480 μs, z zachowaniem stałej przerwy 648 μs"


Czyli lampa na pełnej mocy świeci mniej niż połowę czasu który oko ludzkie odbiera jako świecenie ciągłe a na mocy minimalnej jest to tylko 1/70 czasu który my "widzimy" jako lampę zapaloną na stałe. Przerwy między impulsami są tak krótkie, że nie ma mowy o żadnym "miganiu" lampy. Papier nie ma bezwładności tak jak oko, jeśli dostaje światło przez połowę tego co my odbieramy jako ciągłość, to naświetli się tylko przez połowę tego czasu.

Po więcej szczegółów technicznych odsyłam do pdf: Lampy ciemniowe Mira


Sama lampa jest zbudowana jest bardzo porządnie, obudowa to nie plastik tylko frezowane i szczotkowane profile aluminiowe.


Włącznik główny na lewym boku lampy





Na prawym boku mamy potencjometr do regulacji siły światła i przełącznik...barwy.

Tak, lampa jest dwubarwna. Nie dzięki zmianie filtra czy dwukolorowym diodom. Za barwę czerwoną odpowiada osobny zestaw diód, tak naprawdę są to dwie lampy w jednej obudowie, korzystające z wspólnego zasilacza.




Potencjometrem regulujemy siłę światła płynnie - do wartości maksymalnej ustalonej przez przełącznik schowany w obudowie. Szybko znalazłem zastosowanie - gdy wywołuję powiększenia w lithcie gdzie czas wywoływania dochodzi do parunastu minut, przez większość procesu mam stłumione światło do minumum i dopiero gdy cienie już się wyraźnie wywołają, zwiększam siłę światła na maksimum i obserwuję najjaśniejsze partie obrazu aby przerwać wywoływanie w odpowiednim momencie. I tutaj brak mi słów zachwytu na ile ta lampa ułatwia proces wywoływania w wywoływaczu lithowym... Od pierwszej próby mam serie powiększeń z tak samo, identycznie wywołanymi najjaśniejszymi partiami obrazu. Komfort pracy i powtarzalność tego procesu są na nieosiągalnym wcześniej poziomie. Jestem zachwycony. To właśnie takie różnice w działaniu zasługują na miano rewolucji a nie znaczącej poprawy.

Musiałem również zmienić nawyki...miałem opory przed otwieraniem pudełka z papierem. Mózg mi sugerował, że jest zbyt jasno. Gdy uporałem się z tym to powstało nowe zagrożenie - dwukrotnie złapałem się na tym że chciałem otworzyć pudełko przy włączonym normalnym świetle. Przyzwyczaiłem się do jasności... To chyba jedyny "minus" tego wspaniałego urządzenia.

Lampa nie jest tania, na dzień dzisiejszy kosztuje niecałe 800zł ale jest warta tych pieniędzy. Jest warta znacznie więcej i jej koszt w relacji do tego co oferuje nazwałbym śmiesznym. Jak sobie przypomnę ile czasu zajęło jej opracowanie i jak wielkie zaangażowanie ma jej konstruktor i wykonawca to myślę, że powinniśmy być mu wdzięczni. Bo lampy Artura powstają dodatkowo przy jego zawodowej działalności, Artur się na tych lampach nie dorobi jak sądzę i fakt, że jednak je stworzył w okresie w którym sam nie może sobie pozwolić na zajmowanie się fotografią zasługuje na wielkie uznanie. A sam koszt wypadałoby dzielić na dwa ponieważ są to dwie lampy w jednej obudowie - pomarańczowa i czerwona.

Powinienem się "hamować" z zachwytami ponieważ...za parę tygodni mam dostać do testów lampę dedykowaną do oświetlania całego pomieszczenia i z tego co zapowiada Artur wnioskuję, że będę musiał powtarzać swoje zachwyty... Może będę musiał pisać dużymi literami :-) Lampa ma mieć dodatkowo białe światło, ogromny rozpraszacz i z racji mocowania na suficie - sterowanie pilotem. Zastanawiałem się co jeszcze może być lepiej - pomijając funkcje i dodatkową barwę światła. Bo że może być jaśniej to trudno jest mi sobie wyobrazić a ponoć jest znacznie jaśniej...

Na koniec, raz jeszcze. Jest mi ogromnie miło i jestem bardzo wdzięczny że taka lampa powstała i że mam ją w swojej ciemni. Tak strasznie rzadko trafia mi się spotkać coś nowego, coś co tak wiele dobrego wprowadza w jakąś przestrzeń. To że doczekam się takiej nowości w upadającej ciemni fotograficznej - jest zupełnym zaskoczeniem. Nie takiego kalibru...

Jeśli macie jakieś pytania to proszę zadawać je w komentarzach. Bardziej skomplikowane przekażę Arturowi i zamieszczę wyczerpującą odpowiedź.







20 komentarzy:

t3 pisze...

Hehe. Znam takiego, co dał się złapać i otworzył paczuszkę z papierem...

dadan.mafak pisze...

Mi też w ciemni jeden pan zaglądnął z ciekawości do czarnego pudełka. Przy zapalonym świetle oczywiście :)

Anonimowy pisze...

Używam obu Mir. Stanowiskowej i sufitowej.
Używam ich od baardzo dawna i pisałem o tym na forum "Korex".
Test praktyczny wykonywałem na prośbę Artura. Wykonywałem dwa testy. Jeden z metodą Kodaka, a drugi opisaną tu przez Ciebie. Oba testy wypadły nadspodziewanie dobrze. Artur ma nawet próbki.
Regulacja programami nie zmniejsza ilości światła o 10% tylko o 50%, o 1/2 EV.
Pozdrawiam
J.A.

dadan.mafak pisze...

Dzięki, rano będę rozmawiał z Arturem i naniosę poprawki jeśli coś jeszcze pomyliłem. Twoich testów nie widziałem, dawno nie byłem na korexie, test Kodaka coś mówi i można z tego wyciągnąć jakieś wnioski, niemniej test praktyczny w cyklu robienia powiększeń jest chyba najwymowniejszy dla potencjalnych użytkowników i jest prowadzony w warunkach danej pracowni.
Pozdrawiam serdecznie
Hubert

Jurek pisze...

Nie publikowałem ich na Korexie.
To było testy produkcyjne dla Artura, by ustalić ile lampa może. Wszystko potwierdzone pomiarami densytometrycznyi.

Darek Patryn pisze...

Ilford i jasność w ciemni to nie problem. Problemem są papiery Fomy.
Ponieważ robię powiększenia 100x70 cm, czas powieszenia papieru, naświetlenia itd. jest dość długi (rzędu minut). Stosując diody "deep red" muszę je mocno sciemniać. Może jakiś test z Fomą?

dadan.mafak pisze...

Darek, przedewszystkim gaś lampę na czas naświetlania papieru. A najlepiej zrób sobie taki automat jak napisałem w teście.
Test Fomy tez będzie, na czerwonym świetle. Przy tej drugiej lampie, sufitowej.

Jurek pisze...

Czy Ilford czy Foma, jeden pies.
To znaczy, nie jeden, ale jeżeli papier ma czułość ogólną wyższą lub wymaga innej długości fali, to na innej lampie będzie wymaga tak samo.
Czyli jeżeli lampa A pozwala na bezpieczną pracę z papierem X w czasie Z minut, a lampa B z tym samym papierem daje czas Zx2, to na na innym papierze zachowa się tak samo.
To że Foma wymaga czerwonego światła nie znaczy, że MIRA nie da rady. Mira ma tak samo selekcjonowane diody 660 nm.
Warunki w ciemni dla Fomy są znacznie gorsze, ale tak samo będzie z innymi lampami.

Darek Patryn pisze...

Oczywiście macie obaj racje. Co do lampy podczas naświetlania, to wyłącza się automatycznie.
Również podczas ostrzenia. Mam zegar od Costy. Nie mówię, że Mira nie da rady. Już samo przejście od "pomarańczu" przy Ilfordzie, do czerwieni przy Fomie, daje mocno odczuwalne
sciemnienie oświetlenia. Po następnych testach dadana zapewne z bólem serca wydam kolejne
kilka zł na Mirę.

dadan.mafak pisze...

Testy są spodziewane na styczeń-luty. Wtedy będzie gotowa najnowsza wersja lampy sufitowej.

Artur Romankiewicz MIRA pisze...

@ dadan.mafak ---> Witajcie! Hubercie, jeszcze raz dziękuję Ci za wykonanie testów, według Twoich doświadczeń i Twojej metodyki i poświęcony na niego czas. Takich sprawdzeń nigdy za wiele zwłaszcza, że istnieje ogromna różnica w czułościach materiałów pozytywowych obecnych na rynku i ich uczulenia spektralnego, co w ostatnim czasie zauważyliśmy na przykładzie FOMY w wykonaniach Variant III. To papier o bardzo białym podłożu, z pomiarów Jurka, z przed kilku lat (testy wykonywaliśmy wtedy na dostępnej Fomie 112) wychodził pomiar czystego papieru 0,04D, dla porównania Ilford-a MGIV-y miały 0,07-0,08D. Nie dziwi mnie zatem, że wielu fotografów preferuje ten właśnie materiał. Kilku moich klientów, którzy nabyli lampy dwu-barwne, pracuje przeważnie na tych papierach. W ostatnich tygodniach nasz koreksowy kolega Leszek, także zgłosił, że nie może dobrać siły światła przy włączonym kolorze czerwonym (nasz pik głębokiej czerwieni jest na 656 nm, a w połowie swojej mocy ma tylko 21,6 nm szerokości -- jest bardzo wąski, co daje także mniejszą szerokość podstawy krzywej gausa, zwłaszcza po lewej jej stronie) i moc tego światła okazuje się ogromna dla Fomy, a ona jest bardzo mocno ortochromatyczna i najwyższą czułość ma w zieleni, a krzywa czułości po prawej stronie tego wykresu opada łagodnie i sięga daleko w prawo. Leszek pracuje na Fomie 111.

Poradzimy sobie z tym problemem, kilka tygodni temu zaistniała czwarta już wersja lamp, obecnie montuję wersje fotograficzne. Moimi głównymi odbiorcami są inżynierowie z laboratoriów badań nieniszczących (używają błon rentgenograficznych) i zwierzętarnie, w których hoduje się i prowadzi badania na gryzoniach (one nie widzą w czerwieni, ale za to widzą w ultrafiolecie od 365 nm i w niebieskim --- są dichroiczne) oraz czasami biolodzy, biofizycy w placówkach naukowych (stosują rentgenografię mikroskopową lub badają substancje światłoczułe). Teraz przyszedł czas na dopracowanie oprogramowania dla fotografów. W nowej wersji lamp ciemniowych kanały kolorów roboczych są całkowicie oddzielnie regulowane. Ze względów technicznych, już opracowanej obudowy z jej frezowanymi otworami w MLC-S jest tylko jeden zadajnik kodu do wybierania podprogramów, ale są dwa oddzielne sterowniki ledowe i tu można będzie odpowiednio dopasować poziomy mocy wyjściowej światła i właściwie ustalić proporcje dla koloru czerwonego. W lampie sufitowej (plafoniera) miejsca na reflektorze było dużo, zatem tam są dwa oddzielne zadajniki i dwa potencjometry do precyzyjnego doboru siły światła. Po wykonaniu testów, zamykamy klosz plafoniery na stałe i już tam nie zaglądamy. Z poziomu pilota odbywa się przełączanie kolorów, wyłączanie lampy i jej zciemnianie/rozjaśnianie na wybranym kolorze. W końcu jest już XXI wiek, a to zobowiązuje :)

Artur Romankiewicz MIRA pisze...

@ Darek Patryn ---> Dziękuję za cenne dla mnie uwagi, dotyczące czułości FOMY, na jakiej pracujesz przy wykonywaniu dużych powiększeń. FOMA jest bardzo popularna w naszych ciemniach i muszę dołożyć starań, aby to właśnie dla niej dopasować odpowiednie czerwone oświetlenie robocze, tak aby uzyskać co najmniej 10 minut czasu ochronnego przy zerowej densytometrii zadymienia podłoża. Testy dla fomy zrobią trzy osoby, każdy według swojego reżimu, ale uwzględniając proces latensyfikacji, czyli nadczulania optycznego (tak, jak to zrobił w swoim powyższym teście Hubert). Na jakich FOMA-ch pracujesz? Uwzględnimy te materiały w naszych testach.
Bardzo zależy mi, abym mógł wypuścić na rynek lampę sufitową wraz z pilotem, który jest w trakcie projektowania (odbiornik radiowy już jest) jeszcze przed Świętami Bożegonarodzenia. Sterowanie radiowe przewidziane jest tylko dla lamp sufitowych w plafonierze. Na początku nowego roku będzie bardzo duża lampa o średnicy 36 cm z dużym dyfuzyjnym kloszem w plafonierze z LUG-a, zawierająca dodatkowy kanał koloru białego, o parametrach na prawdę referencyjnych D50 (zastosuję najlepsze obecnie na świecie diody o temperaturze barwowej 5000 K i współczynniku oddawania barw ponad 99 CRI według najnowszego kryterium TM-30-15 zawierającego 99 próbek w paśmie pomiarowym) i dość dużej sile światła, około 200 W w przeliczeniu na efekt żarówkowy. Zawsze będzie w ciemni stabilny punkt odniesienia do oceny jakości wykonania odbitek normalnych, tonowanych, w technikach szlachetnych, także ocena niebieskiego w palladium platinum.

dadan.mafak pisze...

Witaj Artur,
Dziękuję za podanie dodatkowych informacji. Poprawiłem w tekście wartości regulacji siły światła. Pojawiło się pytanie o trwałość diód, może napiszesz coś na ten temat?

Artur Romankiewicz MIRA pisze...

Hubercie, dzisiaj ponownie czytałem Twój wpis i przypomniałem sobie, że nie ustosunkowałem się do Twojej propozycji zmiany nazwy lampy, na lepiej rozpoznawalną, bardziej handlową. Jako ortodoksyjny katolik nie mogę przyjąć Twojej propozycji MITHRA, bo w wikipedii pod tą nazwą opisane jest jedno z największych bóstw zaroastriańskich, podobnie byłoby, gdyby ktoś zaproponował mi np. RA, no bo przecież taka lampa znakomicie rozprasza "egipskie ciemności" w wielu ciemniach :)

Teraz przejdźmy do poważnej części wpisu, pytasz mnie o trwałość diod LED. W moich konstrukcjach ledowych, od samego początku przyjąłem kryterium nie przeciążania LED-ów podczas ich świecenia oraz nie przeciążania zasilacza, który je napędza. W kolejnych wersjach lamp stosowane są diody od najsłabszych ф 5 mm, poprzez PLCC-6, a teraz diody mid-power 5630, które są jeszcze mocniejsze. Dwie pierwsze wymienione pracowały na 90 % nominalnej mocy i te najstarsze lampy pracują cały czas, bezawaryjnie. W obecnej czwartej wersji, diody świecą przy prądzie 120 mA, a producent określa ich nominał na 150 mA. Ale należy pamiętać, że świecą impulsami z długą przerwą i to też im sprzyja. Jest zatem bardzo duży zapas mocy i bardzo dobra kontrola termiczna podczas ich długotrwałego świecenia. Zasilacz w lampie fotograficznej ma wydajność prądową 0,9 A, a wszystkie gałązki ledowe pobierają razem 600 mA, czyli tylko 2/3 mocy. W dobrze znanym problemie trwałości wyrobów ledowych, takich jak np. żarówki ledowe ( z Biedronki ), i ledy, i zasilacze są przeciążone, ale najczęściej wysiadają kondensatory elektrolityczne w zasilaczach, bo przegrzewają się nadmiernie, a LED-om się obrywa, że są nietrwałe. Diody, nawet tych najtańszych producentów, świeciłyby i 50÷60 tys. godzin, gdyby miały niższą temperaturę ich środowiska pracy i solidne zasilacze. W moich lampach są zasilacze do urządzeń medycznych firm Mean Well (chińczyk, ale najlepszy w swojej branży) i Traco Power ze Szwajcarii. Diody z OptoSupply, bo tylko oni mają "kryształki" w LED-ach o wąskim pasmie emisji, co bardzo jest potrzebne w naszym zastosowaniu.
Co natomiast tyczy się trwałości moich lamp ledowych, to na dzień dzisiejszy mogę zapewnić, że żadna lampa przez te dziesięć lat nie powróciła do serwisu. Po prostu działają. Dwa lata temu zadzwoniłem do laboratorium NDT w fabryce kotłów RAFAKO, do jednego z moich pierwszych klientów z pytaniem, czy nie potrzebują nowych lamp (duże laboratorium, wzięli cztery lampy), uzyskałem odpowiedź, że nie potrzeba, bo nadal działają. Z niedowierzaniem, pytam, czy włączają je tylko na godzinę dziennie, aby je oszczędzać, ... ależ nie, laboratorium w fabryce pracuje na trzy zmiany, jak chłopaki włączą lampy w poniedziałek rano, to gaszą je dopiero w sobotę o 14-tej. To chyba niedobrze, wytwarzać takie ustrojstwa, co to nie chcą się psuć :)
Mówiąc poważnie, bardzo trudno jest sprawdzić trwałość lampy ledowej, szacowanej przeze mnie na 100 tys. godzin pracy, czyli ponad 11 lat ciągłego świecenia. W ciemni profesjonalnej pracujemy np. 9 godzin dziennie x 6 dni w tygodniu x 54 tygodnie, co daje nam 2.916 godzin rocznie potrzebnego oświetlenia, to owe 100-tysięcy powinno wypaść po 34 latach. Ja już wtedy, chyba nie będę w stanie ich wam naprawić :)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich "ciemniaków", ... siadam do lutownicy, bo lampy na mnie czekają.

Stanisław Kozietulski pisze...

Ja tylko w sprawie nieistotnego błędu w tekście. Redukcja światła o 50% to zmiana o 1 EV a nie o 1/2 EV.

Anonimowy pisze...

@ Stanisław Kozietulski --- Stanisławie, dziękuję za zwrócenie uwagi na błędne rozumienie "procentów", tu popełniłem błąd zarówno językowy i logiczny (matematyczny), przez co zmusiłeś mnie do zajrzenia do informacji źródłowych dla fotometrii, sprawdziłem, bo już myślałem, że szkolny błąd popełniłem. Redukcja światła o 50% to rzeczywiście zmniejszenie jego ilości dwukrotne, czyli o połowę, stąd mamy zmianę o jedną liczbę EV. W moich lampach mierzę ilość fotonów padających w jednostce czasu na powierzchnię (uE/m2 x s) i dla kolejnych programów siły światła, wychodząc od najsłabszego programu "0", zwiększam ich ilość o połowę, czyli o 1/2 EV, aby zapewnić wystarczającą dokładność regulacji ilości światła oświetlenia ciemniowego podczas przeprowadzanych testów.

Zarówno ja, w moich materiałach informacyjnych, jak i kolega J.A. cytujący taki opis w powyższym poście, popełniliśmy błąd logiczny, mówiąc o redukcji siły światła, ponieważ raczej powinniśmy mówić o rozświetlaniu ciemniowych ciemności, a więc o zwiększaniu siły światła lampy ciemniowej.

Stanisław Kozietulski pisze...

Ale tak gwoli precyzji to równanie +50% = +1/2 EV też nie jest prawdziwe.
+50% jest bliższe +0,6 EV. Albo inaczej +1/2 EV to około +41%.

Artur Romankiewicz MIRA pisze...

@ Stanisław Kozietulski ---> Zmuszony jestem przyznać, że łączenie w opisach "%" z "logarytmami" nie wypada "profi" i pozostaje mi wyłącznie pozostanie przy EV. No i dostało mi nieźle :) Dziękuję za uwagi w temacie. Pozdrawiam, Artur.

Stanisław Kozietulski pisze...

No cóż, kto z nas się nigdy nie mylił? Na szczęście błąd jest nieistotny, jak już podkreśliłem
i w żaden sposób nie deprecjonuje konstrukcji lampy. Pozdrawiam. Stanisław.

Artur Romankiewicz MIRA pisze...

@ Stanisław Kozietulski --- Stanisławie, nie mogę w necie odnaleźć żadnego kontaktu do Ciebie, proszę o telefon do mnie: 606 408 452, pozdrawiam, Artur.