sobota, 8 czerwca 2019

Krajobraz z Miłosiernym Samarytaninem feat. Tadeusz Wański vs 2019. Obaj niewinni.

Problem z pisaniem (lub "problem") stał się taki (i nie tylko z pisaniem - z mówieniem również) że chcąc powiedzieć coś na dany temat (jest to problem z wyrażeniem w ogóle, z milczeniem włącznie) trzeba uwzględnić wszystkie warunki dotyczące tego "czegoś". Godziny myślenia i układania scenariusza takiego wyrażenia się potrafią się rozlecieć, ponieważ chwilę przed naciśnięciem klawisza całość urasta do drugiej lub trzeciej potęgi. Uzasadnienie obecności filtra zmiękczającego na obiektywie zahacza o rewolucję przemysłową, kondycję ludzkości, procesy produkcyjne dzisiejszych negatywów, porę roku, ukształtowanie terenu i zawartość ostatniej czytanej książki. I dziesiątki innych, również będących elementami siatki łączącej...wszystko ze wszystkim. Czyli nie dziesiątki, jest ich nieskończenie wiele. Nawet mówiąc o pozornie prostych sprawach zdarza mi się "zawieszać" jakby...coś mi brakowało do pełni sił umysłowych.

Powyższy wstęp, rzucający jasne światło na to jak się sprawy mają powinien ułatwić zrozumienie struktury moich kolejnych wpisów i dać czytającym solidny zastrzyk cierpliwości, który będzie bardzo potrzebny między moim A a B.

Fakty:

- miałem prawie dwuletnią przerwę w fotografowaniu i robieniu powiększeń w ciemni
- zacząłem fotografować miesiąc temu. Nacisnąłem spust migawki i wywołałem negatyw

Powiększenie powstanie choć na początku nie będzie nawet w połowie powiększeniem powstałym z chęci zrobienia powiększenia dla jego posiadania, pokazywania i kontemplowania. Wynika to z potrzeby uporządkowania całego procesu...powstawania zdjęcia. Ostatni rok był również rokiem zastanawiania się nad moją fotografią (lub fotografią w ogóle). Odpowiedzi znalazłem mało, za to pytań - dziesiątki lub setki. Zmieniłem również sposób pracy i podejścia do większości rzeczy co także dotyczy całego fotografowania.

Prawdopodobnie mogę powiedzieć że mając jakiś fundament techniczny, zaczynam budować wieżowiec w innej technice niż dotychczas. Technice znanej ze słyszenia i koniecznej do poznania "całkowitego" aby móc coś samodzielnie i świadomie stworzyć a później z czystym sumieniem odpowiadać za ten czyn, dając nie pozostawiające cienia wątpliwości wyjaśnienia.

Nowe wpisy raczej będą o tym "gdzie idę i dlaczego właśnie to ubrałem" a nie "jak było".


Pod koniec kwietnia byłem w Warszawie w Łazienkach gdzie był wystawiony obraz Rembrandta "Krajobraz z Miłosiernym Samarytaninem" i na wystawie Tadeusza Wańskiego "Lato nad Adriatykiem" w 6x7 Gallery.

Rembrandt w Łazienkach

Tadeusz Wański w 6x7 Gallery


Rembrandt wielkim mistrzem był, każdy to wie. Stojąc przed Miłosiernym Samarytaninem można zaobserwować, że "zatrzymuje" on oglądających wszelkiego pokroju - oczy większości patrzą "w obraz" a nie błądzą w poszukiwaniu czegoś co mogłoby dać im potwierdzenie, że są w stanie odbierać sztukę. Nie jest to oczywiście test na wielkość autora, jednie spostrzeżenie odmiennej reakcji u oglądających. Odmiennej niż w przypadku konsumowania obrazu w którym jedynie wybitne umysły i nieskazitelnie sprawiedliwe oczy mogą z satysfakcją wysysać ukryty geniusz twórcy.



Mistrz, jak każdy mistrz, nie zostawił kartki ze wskazówkami co masz myśleć, gdzie masz myśleć i z kim masz myśleć, więc interpretacja jest subiektywna. Dla mnie jest to wskazanie miejsca człowieka w życiu. Obraz jest podzielony na dwie części, jasną i ciemną a rozdzielają je wielkie dęby. Strona ciemna to życie w niesprzyjających okolicznościach, cierpienie, mrok i bezsilność. Strona jasna to sielanka, życie łatwe i przyjemne w pięknym otoczeniu. Niestety sielanki mają to do siebie, że nie są wieczne więc w porównaniu z prawą stroną jest oczywiście lepiej, ale niewiele lepiej - żyjąc w ten sposób nie jesteśmy przygotowani na gorsze czasy które nadejdą. Dzisiejszym odpowiednikiem mógłby być świat leniuszka-konsumenta, istoty z dobrą pensją, ubezpieczoną od zagrożeń wszelkich, całkowicie nie gotowej na scenariusz jaki może jej przynieść starość, wojna lub utrata pozycji. Strona ciemna to życie w wiecznej męce, nie widać w nim również furtki ani samodzielnie ocalałych. Dziś mogłoby to być życie dziewczynki-albinosa w afrykańskiej wiosce, życie w krajach ogarniętych wojną lub biedą, ale również życie zatrute i zablokowane przez jakieś brzemię, środowisko czy...cokolwiek.

Pozostaje miejsce trzecie, granica rozdzielająca te dwa światy. Myślę, że to jest te właściwe miejsce do życia. Dotyka ono obu stron i żyjąc tam musimy doświadczać i dobrych, i złych aspektów życia. Dzięki tym warunkom miejsce to daje nam narzędzia pozwalające się bronić przed złym i umiejętnie korzystać z dobrego, narzędzia te - jako ochronę, symbolizują dęby. Umiejscawiamy się tam zajmując się pracą, własnym rozwojem i altruizmem. Jednostki najpracowitsze zapuszczają się w ciemności starając się wydobywać stamtąd bezradnych nieszczęśników - to oczywiście Miłosierny Samarytanin.

Tyle sacrum...


Niestety Rembrandt nie wziął pod uwagę najmniej prawdopodobnej okoliczności - tego że obraz który przetrwał setki lat, obraz wart dziś miliony jakiejś waluty, jedno ze świadectw jego geniuszu, duma kolekcji narodowej, że ten cud wśród innych świadectw ludzkości dotrwa do czasów podboju kosmosu i właśnie wtedy, zaprezentowany w tak dostojnym miejscu, w zacienionym pomieszczeniu, w odpowiedniej wilgotności i temperaturze, że właśnie tam, na sam koniec, jakiś cymbał oświetli go jednym halogenem wystającym z podłogi, zwieńczonym soczewką o źle dobranej ogniskowej. I pod złym kątem. Dzięki temu zwiększa się tajemniczość przekazu, jakby światła nie ustawić - zawsze któraś część tonie w ciemności a druga świeci werniksem, więc są nieczytelne... Rozsierdziło mnie to i zacząłem kręcić tym świadectwem teraźniejszości, niestety nie można było zwiększyć odległości lampy od obrazu, jedynie lekko zniwelować winietę i odbłyski. Niewiele lepiej, ale lepiej.

Dwie godziny później stałem w 6x7 Gallery konsumując zdjęcia Tadeusza Wańskiego. Zdjęcia z jednej wyprawy, spójne tematycznie, spójne estetycznie, w identycznym formacie i wielkości. Powiększenia wykonane niesamowicie starannie, całość od początku do końca zrobiona bez uchybień, opowiadająca śródziemnomorską historię. O samym autorze i jego zdjęciach napiszę przy innej okazji, teraz dodam tylko że było mi dane zobaczyć koleją interpretację piktorializmu i nauczyło mnie innego patrzenia na zdjęcia. Bardzo cenne są te doświadczenia i wychodziłem z niej szczęśliwy.

Ale zanim całkowicie wyszedłem, to zaszedłem, do pomieszczenia obok, celem kupienia katalogu wystawy. I tam doznałem wytrzeszczu oczu, gdyż wszystkie zdjęcia z owej wystawy, w katalogu miały wyraźnie ciepłą tonację, tak jak zdjęcia dawne, piktorialne, tonowane, ciepłopapierowe. Natomiast zdjęcia wiszące za ścianą, wszystkie bez wyjątku, mają tonację neutralną a może nawet lekko chłodną. Naiwnie wierzący w nieznane mi okoliczności zapytałem czy w katalogu (całkiem porządnie wydanym i kosztującym 70zł) są może skany negatywów lub odbitek z innej serii, wykonanej w mniejszym formacie i na innym papierze ale pani sprzedająca katalog sprowadziła mnie na ziemię wyjaśniając, że to te same zdjęcia tylko w druku tak jakoś wyszło... No, cóż...Wański podobnie jak Rembrandt nie przewidział, że jego prace mogą być zniekształcone dla odbiorcy poprzez niechlujstwo istot doskonałych A.D. 2019

Katalog kupiłem tak czy owak, tekstu tam dość dużo ale treści jak się później okazało niezbyt wiele. Niewiele lepiej, ale lepiej.

Jak wielka jest to różnica, oceńcie sami poniżej:



Teraz podsumowanie. O ogólnej mierności dookoła napisałem tu i wszędzie indziej wystarczająco wiele. Gdy frustracja mi opadła uświadomiłem sobie kolejną rzecz...że ja sam, sam osobiście, wielokrotnie psułem różne rzeczy przez niechlujne zakończenie. Nawet jeśli poświęciłem na coś dużo czasu, siły, pieniędzy, prowadziłem lub robiłem, lub badałem i na sam koniec, z najróżniejszych powodów, nie kończyłem tego jak należy. I właśnie takie postępowanie zmusiło mnie do nowego przepracowania lub odkrycia w szerszym znaczeniu wielu rzeczy w fotografii. Gdyby tak nie było to biegałbym dziś po łąkach robiąc zdjęcia. Ale nie wiem do końca co da mi taki filtr z taką ogniskową i przy takiej odległości. Ani do końca nie wiem jak wywoływacz odda część odpowiadającą za światła. Ani jak wycisnąć z Lthu ostatnie soki. Ani jak się zachowa toner który mnie kiedyś bardzo zdenerwował swoim zachowaniem. 5 lat temu było prościej. Będzie miękko bo mam filtr, będzie ciepło bo mam toner, wyszło fajnie, sukces na miarę mojej gminy gotowy. Nie mogę już tak. To jakby stracić wszystko, napracować się nadaremnie.

Zaczynam wiedzieć co chcę. Nie wiem jak. I tą drogą, nowym odkrywaniem, nowymi odkryciami, nowymi metodami pracy i z nowym podejściem do pracy będę się tu z Wami dzielił. I również na wasze głosy liczę w komentarzach. Pod tym tekstem również. Nie bądź tylko konsumentem bo Cię Rembrandt namaluje :-)

W pierwszej kolejności zajmę się Lithem i filtrami zmiękczającymi. Później negatywy i tonery. Późniejsze kroki wynikną z wyników poprzednich kroków.

Następny odcinek będzie o filtrach zmiękczających, część teoretyczna.