czwartek, 14 grudnia 2023

ALFA

Jakiś czas temu ogłosiłem że poszukuję materiałów fotograficznych przedwojennej firmy Alfa.  W celach kolekcjonerskich głównie (gablota ku czci przodków) ale z nieśmiało wyrażonym zamiarem naświetlenia i wywołania płyty szklanej wyprodukowanej w tej firmie. Alfa zbyt często przewijała się w różnych dokumentach, w tekstach Bułhaka a i różne nitki z prac czysto technicznych prowadziły do tej wspaniałej firmy. Historia jej, zachwycająca i tragiczna, inspirująca i przygnębiająca popchnęła mnie w kierunku wykonania czegoś z nią związanego. Odzew był znacznie większy niż się spodziewałem, kilka osób przekazało mi płyty szklane w różnych formatach z różnych okresów jej działalności i coś czego się nie spodziewałem: paczkę papieru Alfabrom z lat '30, zapieczętowaną, cztery kartki w formacie 13x18cm.




I od tego momentu, choć kolekcjonerzy chcieliby mnie ukamieniować, rozpocząłem przygotowania do...wykonania powiększenia lub stykówki na tym, 90-cio letnim papierze. Bez żadnej gwarancji na powodzenie a nawet z kilkoma mocnymi argumentami, że to nie może się udać.

Kilka miesięcy wcześniej zacząłem badać naświetlanie i wywoływanie wiekowych negatywów, nie tak starych jak płyty Alfy ale jakby nie było kilkudziesięcioletnich. Sprawdzałem spadek czułości, reakcje zadymienia i kontrastowości emulsji w różnych koncepcjach wywoływania i doszedłem do pewnej wprawy, trzymając się paru zasad mogłem na 3-4 klatkach trafić w optymalne naświetlanie i wywołanie materiałów które w normalny sposób nie dawały się wykorzystać wcale. 

Ale...to negatywy. Jeśli ich kontrast nie jest optymalny to można jakoś temu zaradzić w procesie pozytywowym. Również zadymienie jest do zaakceptowania jeśli mocno nie wpływa na spadek kontrastu. Na pozytywie nie ma miejsca na takie niedociągnięcia bo szare podłoże i mdły obraz nie będzie powodem do zadowolenia, tak już lepiej byłoby je zostawić w opakowaniu.

W międzyczasie udało mi się kupić drugą paczkę, też 4 sztuki ale w formacie 18x24cm co ostatecznie zadecydowało o podjęciu próby.

Dnia 9 grudnia pojawił się impuls który uruchomił proces : negatyw z 1934 roku, w formacie 6x9cm, być może i on pochodzi z Alfy ale tego nie ma jak sprawdzić. Wiadomym jest że naświetlony i wywołany przez Polaka.


Żeby było jeszcze bardziej "po polsku" to złożyłem wywoływacz do papieru wg receptury Fotonu: Fotonlith W6 - choć nie jest to przepis polski, to pierwszy i najstarszy wywoływacz infekcyjny, znany również jako Kodak D85.

Największe zagrożenie to spadek kontrastu i zadymienie. Niektóre papiery z lat '70 nie mają już takiej siły żeby dać obraz o odpowiedniej kontrastowości i podwyższanie stężenia wywoływacza i zwiększanie temperatury nie pomaga a jedynie przyspiesza pojawienie się zadymienia. Ten papier ma 90 lat i poza cechami określonymi w tracie produkcji mógł przebywać w niekorzystnych warunkach, choćby na gorącym strychu, przez 90 lat było mnóstwo okazji.

Postanowiłem tak:

- powiększalnik Focomat IIC, przysłona całkiem otwarta, małe powiększenie (x 2,2) - to mocny kondensorowy sprzęt, założyłem że trzeba papierowi dostarczyć dużo światła (spadek czułości) w krótkim czasie (wzrost kontrastu)

- mocny wywoływacz , rozcieńczenie 1+1 (normalnie 1+2 do 1+5)

- niska temperatura żeby zminimalizować potencjalne zadymienie - 20st (normalnie pracuję w 30st)

- jedną kartkę poświęcam na próbki, 13x18cm pocięta na dwie części

- wywoływacz stabilizuje dwoma powiększeniami z innego papieru - Fotonchlor został wybrany.


Strzelając w ciemno z czasem naświetlania.... Trafiłem!!!

Trafiłem również z rozcieńczeniem wywoływacza. I z temperaturą. I trafnie przewidziałem czas wywoływania, ten  przerwałem w odpowiednim momencie dzięki wspaniałym lampom Artura (Mira) które przy pracy w lithcie dają bezcenną możliwość dokładnego oceniania świateł podczas wywoływania. 



Pierwsza próbka miała odpowiednie parametry i od razu naświetliłem całą kartkę.


Negatyw był kontrastowy ale bez przesady, normalnie wywołana kontrastowa scena - skały i śnieg w słońcu. Pozytyw ma spadek czułości na obrzeżach ale spodziewałem się tego i dałem dość duży margines (1,5cm) i prawie na styk trafiłem w obszar równomiernej czułości. Są szczegóły w cieniach i w światłach. Papier wyszedł lepiej niż 60 lat młodszy Fotonchlor

Niestety po wyschnięciu skręcił się niemiłosiernie a ciepły ton zmienił się w różowy... Przeciąłem próbkę na pół i dałem do selenu 1+10 na 1 minutę co przywróciło jej czarno-białą tonację.


 

I po kąpieli w selenie całego zdjęcia nakleiłem je na szybę.




Czas na gablotę....

A kolejnym wyzwaniem-uznaniem-zadaniem jest powiększenie na papierze Alfa z płyty szklanej Alfa, płyty naświetlonej w przyszłości oczywiście. Wiosna...motyw...wrócimy do tego.


Ciekawostki, fakty i nitki z Alfy opiszę w osobnym tekście, być może przy opisywaniu negatywów. Jej działalność edukacyjną, jej zasięg i poziom techniczny, informacje niepisane, losy za czasu rasy panów i czasy powojenne. Dla chcących już teraz poznać część jej historii polecam stronę Mariusza Jedynaka:

ALFA


Na koniec trochę moich własnych materiałów dotyczących papierów:






PS. Gdybym tak trafiał jak napisałem wcześniej to już dawno temu trafiłbym w totka. To tylko szybkie przypomnienie w głowie wszystkich naświetlonych w życiu odbitek i ułożenie ich wedle odpowiedniej hierarchii, plus skupienie jak podczas stawiania lądownika na Marsie. I życzliwa ręka z przeszłości...


Edit:

W komentarzach Zbyszek zamieścił informację o negatywie z którego zostało wykonane powiększenie, to wyjaśnia jego wyjątkowość i usuwa białe plamy z opisu tego zdarzenia, polecam doczytać. 

sobota, 2 grudnia 2023

Ecce homo, Człowiek Utajony

 Ecce Homo, przypadek pierwszy czyli na bezrybiu i rak ryba.

Nie muszę sięgać wieki czy nawet dekady wstecz żeby wspomnieć czasy które w porównaniu z teraźniejszością należałoby nazwać Oświeceniem 2.0 a wśród ludzi, na chodnikach, w mediach, książkach i parkach przewijali się Święci i mędrcy. Nie było idealnie bo nigdy nie jest idealnie ale były warunki do życia i od tego jak ów czas na życie ludzkość wykorzystywała, zależała jej przyszłość. Wedle mojej oceny, wykorzystała go tak, że teraz mamy Średniowiecze 2.0 i za rogiem smutne zakończenie tej rozbrykanej trzody. Błyskawiczna utrata różnych wolności, zakazy, szczucie jednych na drugich, zabobony, pismo obrazkowe, upadek wszelkich wartości i zasad, system wartości, cenzura i tępe lub chytre mordy wszystkich polityków, dziennikarzy, autorytetów i ekspertów połączone z upadkiem instytucji i szczytnych ideałów zwiastują, że przekroczony został próg z którego (jak po przedawkowaniu) wrócić już się nie da. Nauczyciele już nie uczą, lekarze nie leczą a mechanicy nie naprawiają. Nieliczne wyjątki które mam zaszczyt znać (i wyjątki o których nie wiem) nie odmienią losu i kierunku populacji w której każdy sobie pępkiem świata.

Rak ów to człowiek który jeszcze nie zdziczał zupełnie i można z nim o czymś porozmawiać lub coś wspólnie zrobić. Ma refleksje i nie zagląda do książeczki żeby wiedzieć co ma myśleć. Jest już na tyle rzadko spotykany, że każdy jeden jest powodem do radości, jak ktoś zdrowy w wymierającym gatunku.

Ecce homo, przypadek drugi czyli...człowiek.

W całym tym smrodzie i beznadziei (w powstanie których i ja mam "zasługi") kontakt z drugim człowiekiem który może być prawdziwy, treściwy i głęboki, jest swego rodzaju cudem - na tej zasadzie jak cudem do pewnego czasu było zaćmienie słońca. "Mam" kilku takich przyjaciół. Niewielu ich jest, ale jest.

Jednym z nich jest Paweł, mój przyjaciel z gór, człowiek bardzo zajęty i mieszkający ode mnie na tyle daleko, że w kombinacji z kosztami podróży i nikłą ilością mojego wolnego czasu, spotykamy się raz na rok lub rzadziej. Na szczęście, dzięki komunikatorom piszemy do siebie prawie codziennie i rozmawiamy między innymi o fotografii. O różnych jej okresach, tematach, jej istocie i różnych sprawach z nią związanych. Znamy się lat kilkanaście i na początku mieliśmy wiele rozbieżnych poglądów i kilka wspólnych. Życie wyleczyło nas obu z pewnych życzeń, ocen i oczekiwań co do rzeczywistości ale zanim tak się stało nie wykorzystaliśmy tych niezliczonych okazji aby się poróżnić. Zawsze mogliśmy rozmawiać i te lata zaglądania w siebie zaowocowały głębokim zaufaniem i nie pomijaniem niewygodnych spraw. Po omówieniu setek zdjęć, mniej i bardziej poważnych, jego komentarz dotyczący pierwszego z dzisiaj opisywanych zdjęć, tylko mnie upewnił co do jego wyjątkowości.

Brak odpowiedzi czy potwierdzenia z zewnątrz skutkuje pogubieniem się, natomiast rozmowa, wymiana argumentów, zauważenie pominiętych szczegółów, chwile refleksji i kilka innych czynników czynią idee lub sąd bardziej przystającym do rzeczywistości. Bardzo trudno jest zdyscyplinować samego siebie do takiego stopnia żeby bezlitośnie podważać własne koncepcje i oceny. Ów człowiek (na potrzeby tego znaczenia nazwę go człowiekiem właściwym) jako lustro własnych tworów jest bezcenny. Ecce homo.

Teraz czas na samo zdjęcie



Nikołaj Nikołajewicz Bobrow, "Szachiści",   Moskwa 1950

Nie jestem pewien czy uda mi się klarownie przelać to co mam w sercu na tekst w cyberprzestrzeni. Jakkolwiek rozumieć fotografię humanistyczną, dla mnie jest to absolutny szczyt tego gatunku. Z całym szacunkiem dla zdjęć Bressona, Erwitta, Schmidta i im podobnych, ale przy tym zdjęciu reszta ma co najwyżej status romantycznych wyciskaczy łez. Nie zabieram im ich ładunku emocjonalnego, ich znaczenia i wpływu na odbiorców i naśladowców, to nie tyle inna liga co inna kategoria, należałoby jakieś rozróżnienie uczynić. Żeby zbytnio nie skręcić w porównania, ja nadałbym tamtym zdjęciom status portretu człowieczeństwa w godnym uznania okresie rozwoju a "Szachiści" to absolut wizerunku, archetyp postawy, oba swoją siłą miażdżące straszliwą rzeczywistość tamtych lat i tamtego miejsca. Pomnik człowieka. Ecce homo.

Oczywiście moja ocena jest subiektywna i wynika z mojego "profilu" - co z jednej strony nie czyni jej jedyną słuszną ale z drugiej nie zabrania. mi doświadczać tego zdjęcia poprzez filtr swoich doświadczeń i wiedzy. Stwierdzenie że zdjęcia czy obrazy w ogóle nie muszą mieć opisu ponieważ "obronią się same" jest błędne. Owszem, można jako "człowiek z ulicy" odbierać je po swojemu i nawet trafnie umieszczać je w hierarchii estetyczno-emocjonalnej ale to bardzo zubożone podejście, takie typowo leniwo-konsumenckie. Im większą wiedzę posiadasz, im więcej doświadczeń życiowych masz za sobą, tym mocniej prawdziwe dzieła oddziaływują na Ciebie i tym łatwiej odsiewasz zdjęcia ledwie poprawne, z jakimiś brakami czy zmanipulowane. Delektowanie się obrazami które przeszły przez taki filtr jest znacznie smaczniejsze, nieporównywalnie intensywniejsze. I wzbogaca o dodatkowe cechy, rozszerza zmysły, zaczyna pomagać w drodze na jeszcze wyższy poziom doświadczania.

Gdybym na nie trafił 10 lat temu to spodobałoby mi się rzecz jasna. Lubiałbym, doceniałbym, patrzałbym.

Gdybym to się stało 5 lat temu to zacząłbym analizować, głównie od strony technicznej ale i za analizę estetyczną (rozkład plam, kompozycja) i byłby to krok naprzód. 

Dziś, jako że ostatnie 5 lat było w moim życiu bardzo bogate i intensywne,  mam zupełnie inne odczucia. Analiza techniczna trwa tyle co "mrugnięcie okiem", ilość oglądanych obrazów i setki czy tysiące godzin w ciemni uczyniły ze mnie "maszynę do zabijania" technikaliów zwykłej ciemni. Kompozycja i inne prawidła estetyczne również idą mi sprawniej, błędy kłują w oko, nie czekają na odnalezienie. Ale to cała reszta podnosi te doświadczenie do którejś potęgi i aż mnie z fotela chce wyrwać jak patrzę na taki obraz.

Te ostatnie 5 lat to okres mało przychylny w podstawowym znaczeniu. To czas upadków, kłopotów, wszelakich strat i ciężkich problemów. Ciągle na granicy, wiecznie niewyspany, przepracowany i nie mogący wyrwać się z tego przydennego obszaru, w ciągłym napięciu bo ciągle o krok od zupełnego upadku więc w ciągłej uważności i w stresie. Ale to również czas pojawiania się nowych, bezcennych możliwości, takich z marzeń, z najwyższej półki. Czas przekorny pozwalający te rzeczy mieć ale nie pozwalający z nich korzystać.

Bolesne straty pozdejmowały jakieś blokady decyzyjne i nauczyły szacunku. Ciągłe zmęczenie i przepracowanie nauczyły pokory i doceniania każdej wolnej chwili. Potrzeba zrozumienia "złego" i znalezienia odpowiedzi na trudne pytania o ludzkość wepchnęła mnie w świat tyranów, dyktatorów, wojen i obozów, w ciemne obszary psychiki tłumaczone grubymi księgami tych co wiedzą i dotknęli...Historia stalinowskiego ZSRR, losy narodów, zrzucenie wielu stereotypów i wiele innych odkryć umożliwiły spojrzenie na te same rzeczy z zupełnie innej perspektywy. Jednym z największych i najgłębszych doświadczeń było wielomiesięczne obcowanie z archiwalnymi negatywami w ilości kilkunastu tysięcy, częściowo w pewien sposób powiązanych ze mną, to mnie rozbroiło zupełnie, po którejś nocnej sesji oglądania, selekcjonowania byłem bliski "rozlecenia się" na drobne kawałki i płakania. O tym szczególnym doświadczeniu napiszę obszernie przy innej okazji.

Nie chcę nadmiernie przedłużać tych opisów, w końcu "tylko" uzasadniam taki a nie inny odbiór zdjęcia. Ale to tylko wstęp, impuls który wypchnął mnie na powierzchnię i dzięki któremu mogę zacząć pisać. Mam przepełnioną głowę niespisanymi tekstami, do tego stopnia, że wypycham z niej inne, ważne rzeczy. Ilość tematów, powiązań między nimi i rozciągłość w czasie spowodowały że nie potrafiłem zacząć, ciągle coś było pomijane albo zbyt ubogie.

Ogromnym wysiłkiem udało mi się wyjść na prostą, nie jestem ciągnięty na dno i sypiam uczciwe 6 godzin. Mam czas na czytanie i pisanie, wracam zupełnie (również zawodowo) do fotografii. Podsumowując te wydarzenia i mój obecny status oraz możliwości, zapraszam Was do przyglądania się mojej drodze i uczestniczenia w niej. Moje miejsce w internecie i w ciemni zmienia się i rusza pełną parą, znów czuję, że żyję a nie tylko ledwo trwam, tym razem nie zmarnuję tej szansy. Ma być głęboko, prawdziwie i inspirująco. Kiedyś był dadan-technik-laborant a teraz jest człowiek który poprzez pracę i istotę fotografii udoskonala swoje człowieczeństwo. Efekty gorąco polecam, drogę szczerze odradzam. 

Tym samym doszliśmy do wersji trzeciej.


Ecce homo, nieosiągany absolut, wart każdego kroku.

Rozwój człowieka w obszary o których się nie mówi w epoce po szkiełku i oku, czyli w epoce końca nauki i całkowitego zepsucia wirującego w cyklonie chaosu.

Można podnosić swoje (siebie?) umiejętności korzystając z inteligencji i pracowitości. Można dojść bardzo daleko, zwłaszcza w porównaniu z tymi którzy nigdzie nie idą albo są bardziej leniwi. Praktycznie każdą rzecz można robić na bardzo wysokim poziomie ale "poziomu Bogów" tym sposobem się nie osiągnie. Nie twierdze, że jest to możliwe tylko w taki i taki sposób, twierdzę tylko, że "mechanicznie" się tam nie dojdzie. Może ktoś woli drogę w innej przestrzeni, może jakaś droga jest szybsza, ja tu tylko zapraszam do mojej drogi. Frustracja powstająca przy ścianie jakiej się umysłem nie przekroczy potrafi kompletnie wyniszczyć i zatruć życie. Ja ledwo liznąłem ten "nieistniejący i zakazany owoc" i nie zawrócę z tej drogi.


Niniejszym czynię to miejsce i tą drogę projektem pt. "Człowiek Utajony" a cała działalność ma na celu wywołanie tego człowieka głównie za pomocą fotografii.

Podobnie jak z obrazem utajonym, nie da się wszystkich składowych wywołać zupełnie i tym samym drogę tą uważam za nieskończoną ale każdy obraz jest lepszy niż biała (przeźroczysta) karta. Symbolem jest zdjęcie powstałe w wyniku niezwykle rzadko spotykanego zjawiska - solaryzacji, która to wystąpiła częściowo a linia podziału przeze mnie, połowa obrazu to negatyw a połowa to pozytyw. Choć to początek drogi to samo zdjęcie można zatytuować "Ecce 1/2 homo"




Wracając do "Szachistów". Jak tylko ochłonąłem po pierwszym uderzeniu to pojawiła się myśl, a może taki "pewnik" że nikt zwyczajny nie mógł tego zdjęcia zrobić. Wrócę do tego na koniec. Nie da się w nie wejść nie znając realiów ZSRR z tego okresu i nie wystarczy przeczytać streszczenia czy obejrzeć dwóch dokumentów. Ja musiałem dwukrotnie przeczytać Archipelag Gułag, Opowiadania Kołymskie i kilka innych książek, oglądać filmy o tym okresie i z tego okresu, i sięgać poza ten okres. Musiałem w to wejść i poczuć. Jest to obraz świata nieludzkiego, świata w którym życie ludzkie nie ma żadnej wartości, świat w którym nikomu nie można zaufać a postępowanie zgodnie z prawem i czyste sumienie nie jest gwarantem niczego i dotyczy to wszystkich bez wyjątku. Gra w szachy, w królową gier, wymaga skupienia i odcięcia się od czynników zewnętrznych. Na zdjęciu mamy ludzi grających w stolicy tego piekła, na dworze, w zimie, w trakcie opadów, na mrozie i ze świadomością, że co trzeci człowiek to donosiciel. Na tej nieludzkiej ziemi (J. Czapski) w zupełnym odcięciu od strasznej rzeczywistości, kilka osób gra w szachy, bez pośpiechu, na nic nie zważając, w towarzystwie kilku osób przyglądającym im się. Są "zabrani" z tego świata, wyszli z niego, grają jakby to była najważniejsza rzecz na świecie - bo tak właśnie jest. Stworzyli alternatywny świat, bardzo wymagający i ryzykowny, na dnie piekła. I na tym zakończę opis, bo rzecz w tym jak głęboko to rozumiesz i czujesz, potakiwanie ze zrozumieniem i uznanie dla graczy i fotografa to nie to samo co doznania jak przy kontakcie z nieznanym i doskonałym, te niekończące się dreszcze, arytmia, głębokie oddechy i noszenie tego obrazu, tego doświadczenia przez kolejne dni, jak bycie zarażonym nim. To jest warte...każdych pieniędzy (czyli poświęcenia i przekroczenia zwykłej analitycznej i poznawczej drogi).

Co do samego autora zdjęcia, poprosiłem starego przyjaciela który dobrze zna rosyjski o odnalezienie informacji o autorze i samym zdjęciu. Wygląda na to że będzie trzeba poświęcić im osobny wpis ale wracając do mojego przekonania o niezwykłości autora - oddaję głos Tomkowi:

Nikołaj Nikołajewicz Bobrow urodził się roku 1926 r. w mieście Kingisepp w Obwodzie

Leningradzkim, zmarł w roku 2011.

Zakończył siedmioklasową szkołę podstawową w Leningradzie w roku 1941 r., po czym przyjęto

go do Szkoły Sił Powietrznodesantowych.

Wiosną 1942 r. został ewakuowany na tereny Północnego Kaukazu. Chorował wówczas na

dystrofię będącą następstwem głodu, który przeżył podczas blokady Leningradu. Z początkiem

1944 r. powołany do wojska, gdzie służył jako strzelec w wojskach powietrznodesantowych. Po

wykonaniu 12 treningowych skoków ze spadochronem przeniesiono go na trzeci Front Ukraiński.

Służył wówczas w 16. Brygadzie Wojsk Powietrznodesantowych wchodzącej w skład

9. Ogólnowojskowej Armii Gwardii.

Wojska 9.Armii Gwardii brały udział w walkach na terenie Węgier i ich stolicy. Działania te

stanowiły część ofensywy wiedeńskiej Armii Czerwonej.

Bobrow był ciężko ranny w marcu roku 1945, kiedy to, podczas prowadzenia ataku otrzymał

postrzał w pierś – kula przeszła na wylot przez klatkę piersiową. Koniec wojny spędził w szpitalu –

w randze starszego sierżanta gwardii.

Nagrodzony Orderem Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i dziesięcioma innymi medalami.

Po przeniesieniu jego macierzystej jednostki wojskowej z Węgier do ZSRR od roku 1946 do roku

1956. służył w oddziale wywiadu Sztabu Wojsk Powietrznodesantowych w Moskwie.

Jednocześnie zakończył fakultet na Moskiewskim Uniwersytecie im. Łomonosowa w specjalności

„esej literacki i fotoreportaż”.

Od roku 1948. regularnie publikował na łamach periodyków wojskowych, takich jak „Czerwony

Wojownik”, „Stalinowski Sokół” , „Radziecki Wojownik” a także w redakcji popularnego

rosyjskiego pisma dla kierowców „Za Ruljom”. Jednocześnie w latach 1956 – 1960 pracował jako

specjalny korespondent pisma „Milicja Radziecka”.

Od roku 1960. zasiadał również w kolegium redakcyjnym pisma „Związek Radziecki”.

Jego fotoreportaże jak i eseje fotograficzne były publikowane w pismach „Kobieta Radziecka”,

„Nowe Czasy”, tygodniku „Moskwianka”, a także później na łamach następcy pisma „Związek

Radziecki” pod tytułem „Nowa Rosja”.


Uzyskał tytuły zasłużonego pracownika kultury Rosyjskiej Republiki Federacyjnej, a od roku 1967.

był członkiem Związku Dziennikarzy.

Był także honorowym członkiem Rosyjskiego Związku Artystów Fotografów.

W swoich wspomnieniach nadmienił anegdotycznie, że aby kupić w moskiewskim komisie

stosunkowo rzadki przedwojenny aparat „FED -S”, sprzedał swoje oficerki.



Ten skrót biograficzny zostawiam bez komentarza, porozmawiamy o tym następnym razem, po uzupełnieniu reszty materiałów. Napiszę tylko że był jeszcze jeden Nikołaj Bobrow !


Proszę o komentarze, sugestie, refleksje, zgłaszanie potrzeb.


I na sam koniec, żeby się nigdzie nie zgubiło, żeby było wyraźnie.

Dziękuję bardzo wszystkim którzy byli ze mną i przy mnie w tym trudnym czasie. Niestety moich najbliższych najbardziej to dotknęło choć się na to nie pisali: Martyna, Maja i Witek. Sam nie dałbym rady. Dziękuję.