czwartek, 15 marca 2012

Koparka czy wywrotka?

Dzisiaj ostatecznie wyjaśnię tą kwestię :) Czyli będzie o technice :) Każdy wie, że koparka jest lepsza ale zagraniczni wywrotowcy chcą obalić te twierdzenie. No dobra, będzie nie tylko o technice: postrzeganie obrazu fotograficznego, własne cele (i obsesje), jakość (a może "jakość") i ograniczenia umysłowe autora. W sumie można napisać o każdej z tych rzeczy osobno ale akurat zbiegło się w czasie parę sprzyjających okoliczności.

Od paru lat staram się zbliżyć do pewnego ideału - chodzi o formę odbitki. Lekko nie jest bo zaraziłem się obrazami z początkowego okresu fotografii - pictorializm, techniki szlachetne, rysunek starych obiektywów. Problem polega na tym, że nie mam czasu na dogłębne poznanie gumy czy bromoleju i uparłem się osiągnąć podobny efekt na "zwykłej" odbitce - bo z tym pracuję na codzień. Nie pasują te rzeczy do siebie a problem nr.1 jest taki, że odbitka jest...zbyt idealna. Pomijając fakturę papieru, nie idzie nadać jej cech które wszystkie razem chwyciły za me zimne serce :) czyli miękko-ostry rysunek obiektywu i ogromna ziarnistość. Obraz taki traci swoją fotograficzną doskonałość i zmierza w rejony zarezerwowane dla rysunku, grafiki. Nie jest to moja recepta na całą fotografię ale zapragnąłem mieć taką formę wyrazu "pod ręką". Parę lat zajęły poszukiwania materiału i formatu który da tak ogromne ziarno, że będę bezdyskusyjnie zadowolony. Równolegle badałem sprawę powiększeń z negatywu małoobrazkowego i optyki do tego formatu - aż do skrajnych kombinacji które dają odbitki mylone z odbitkami z negatywów wielkoformatowych (ale o tym innym razem). Koniec końców dotarłem w miejsce które daje mi satysfakcję - i tak uzbrojony pojechałem na spotkanie (warsztaty?) Kolodionowe do Wolimierza.

Tu dochodzimy do sprawy własnych preferencji i "jedynie słusznych" poglądów które utrudniają życie i wpędzają ludzi w niepotrzebne schematyczne myślenie. Podczas wieczornych dyskusji doszło do rozmowy o "akceptowalnej krotności powiększenia". Głos (między innymi) zabrałem ja i Rafał Biernicki. Bardziej skrajnie być nie mogło bo Rafał robi ambrotypy 60x60cm i stykówki w rozmiarach które są znacznie większe niż 8x10 cala. Szczerze mówiąc to do dzisiaj mam ciarki jak przypomnę sobie jego portrety (stykówka 30x40cm). W każdym razie Rafał twierdzi, że styk jest najlepszy a powiększenie nie powinno byc większe niż pięciokrotne. Rozumiem to doskonale - sprawne oko artysty wychwytuje "powiększenie" i jeśli twój cel jest inny to rzeczywiście ciężko z tym żyć. Obraz traci swoją naturalność, inaczej odbierany jest rysunek obiektywu, itp. Ja natomiast twierdziłem, że powiększać można "bez końca" :) I teraz wyjaśnimy kto miał rację :) Kogo "mojsza jest najmojsza" i czy lepsza jest koparka, czy wywrotka :)

Nikt nie ma racji...a może jeszcze lepiej będzie powiedzieć, że obaj mamy racje. To są dwie różne drogi, dwa różne cele. Ich istnienie nie wyklucza się nawzajem. To czego unika sie przy stykówkach stało się moim celem i to extremalnie uwypuklonym - i tak też powstało poniższe zdjęcie które wykonałem na warsztatach.. Wybaczcie jakość reprodukcji - nie miałem czasu zrobić tego na poważnie - poprawię jak skończę odbitki na wystawę.




Jest to wycinek z dwudziestokrotnego powiększenia, papier 50x60 więc "crop" jest niewielki. Poniżej wycinki obrazu które można powiększać.





Jak widać ziarno zdominowało strukturę obrazu. Tego właśnie szukałem.







Stary obiektyw z małą głębią ostrości "elegancko" rysuje to co jest poza płaszczyzną ostrości. Proszę wziąć pod uwagę fakt, że to mały obrazek i nie jest to pięćseta ze światłem trzy :)





Tutaj, dzięki koszuli Piotra widać najlepiej jak została utracona "fotograficzna doskonałość".





Stykówka i odbitka.





Odbitkę robił Muligraph z Apo 50mm. Przy tej wielkości powiększenia cały sprzęt ciemniowy musi być tip-top. Bo inaczej zamiast ziarna będziemy mieli rozgotowane gluty. Docelowo będę robił na Focomacie 1C - bedzie jeszcze ostrzej.




Za ziarenko dziękuje kombinacji Tmx3200 i Rodinal 1+25 (iso 1000) a rysowaniem zajęła się Leica IIIg z Summarem 50/2 (obiektyw z 1936 roku, powłoki naniesione po wojnie).

Jestem baaardzo zadowolony. Ale jak uruchomie horyzontalnego Dursta to z chęcią zrobię kolejne eksperymenty - np. portret - malutki wycinek z całej klatki - czyli pięćdziesięciokrotne lub większe powiększenie na papierze 40x50 lub 50x60. Tak czy owak moja Leica po parudziesięciu latach bezczynności będzie miała pracowity sezon :)

Na koniec informacja dla lubiących ziarno - straciłem pare lat bo uparłem sie jak idiota, że będę używał jakiegoś klasycznego negatywu a nie na emulsji z kryształami "T". Gotowałem biedne czterysetki w różnych zupach nadaremnie. Nic nawet się nie zbliża do kombinacji 3200 + Rodinal. Nie traćcie czasu :)

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Świetny artykuł! Bardzo ciekawie i rzeczowo napisane! Musisz częściej się udzielać w swoim blogu...

dadan.mafak pisze...

Dzięki, nad częstotliwością pracuję :)

Marek Sobkiewicz pisze...

Chylę czoła i pozdrawiam. Czekam na kolejne posty, dobrze, że coś się ruszyło na Twoim blogu ;)

rbit9n pisze...

ależ dawno Rafała nie widziałem. trzeba się będzie kopsnąć pod Wawel na pogaduchy.

GeniuG pisze...

A jak to się ma do ilfordowskiej delty 3200? Masz może jakieś doświadczenia z tym negatywem wołanym w rodinalu?